 |
nie umiałabym bez Ciebie oddychać, za dużo znaczysz, żeby żyć w inny sposób.
|
|
 |
nie zawsze to, co nazywamy naszym spełnieniem okazuje się dobre i nie każde spełnienie marzeń nas uszczęśliwi. tak naprawdę wszyscy jesteście okrutnie niepewni, niezdecydowani i zmienni. a to może ranić, nie tyle otoczenie, co nas. nie wiemy, czego chcemy i nie uwzględniamy w tym także tego, czego tak naprawdę nam potrzeba. musielibyśmy znać siebie, a tego nie umiemy, bo zagłuszamy serce zasypując je startą jakże sarkastycznie ważnych spraw świata.
|
|
 |
a przeszłość już coraz rzadziej przykłada mi nóż do gardła i coraz bardziej blednie, krzyczy ciszej, oddzielona grubą kreską zaufania. zawiał zdrowszy wiatr, zamieszkałam pod nowym niebem, bardziej wypogodzonym, patrzę co wieczór, jak za horyzontem znika jakby cieplejsze słońce i czuję, że z każdym dniem oddech jest świeższy, powietrze czystsze i nawet mentalnie nie wracam tam, mam nadzieję, że nie ma już powrotu. i nawet o tej porze pachnie wiosną, podnoszę się, rany mniej szczypią i są zdezynfekowane, bez zakażeń, przestały krwawić, choć blizny i tak zostaną na zawsze, jako drogowskazy i amulety chroniące przed błędami.
|
|
 |
i przypomniał mi się pewien moment, zaliczany do tych najgorszych ze złych, chwila, w której zdałam sobie sprawę, co się ze mną stało i jak wygląda moje życie, już nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich, nie we mnie, w środku, ale na zewnątrz. gdy ktoś pewnego dnia powiedział "jak Ty ładnie wyglądasz, gdy się uśmiechasz". zauważyli, tak, zrozumiałam, jak rzadko się to zdarza.
|
|
 |
kiedyś nieuchronnie nadejdzie ten moment, który być może powinien nastąpić już dawno. dzień mojej śmierci.
|
|
 |
bo ja mam być nagrodą, nie karą. niebem nie piekłem i zbawieniem, a nie zagładą. twoim przywilejem, nie obowiązkiem, tylko wtedy znaczy, że jesteś mnie wart.
|
|
 |
ta myśl, żeby stąd zniknąć krąży po mojej głowie nie dając mi spokoju, odejść, zapomnieć, zostawić to wszystko co jest tutaj. tak po prostu urwać wątek z historii, którą tworzyłam, nie grzebiąc w pamięci, nie rozdrapując ran, nie odgarniając wspomnień. tak, potrzebuję tego, wiem i wiem, że to jedyne sensowe wyjście, ale nawet, gdybym mogła to nie potrafię. zresztą i tak wiem, że pewnie świat toczyłby się tak samo, jak zawsze, a oni śmialiby się jeszcze głośniej. na co to wszystko, zauważyłby ktoś?
|
|
 |
a najgorsze jest to, że kochamy się tak cholernie mocno i tak cholernie prawdziwie i wiesz dobrze, jak los potrafi perfidnie wykorzystać to przeciwko nam.
|
|
 |
jednak znów duszę się powietrzem, zapominam jak oddychać i słyszę trzask powiek, opadających pod ciężarem psychiki. nie będzie spokoju, nie tutaj, nie teraz, a tak bardzo chciałam w to wierzyć.
|
|
 |
nasz charakter kształtuje się dzięki ludziom postawionym na naszej drodze. | Ancuś ;*
|
|
 |
zamilcz, nie mówisz nic mądrego i lepiej zniknij, skoro swoją egzystencją chcesz poniżyć wszystkich. życzysz źle mi i wszystkim, którzy próbują wiązać koniec z końcem i być szczęśliwi, ale ty nie potrafisz spokojnie patrzyć na uśmiech innych, musisz wszystko zniszczyć, żeby tylko tobie było dobrze. egoizm mała, egoizm z mocną dawką zazdrości i zawiści, która nie wiadomo skąd zakorzeniła się w twoim sercu, przy czym traktujesz przyjaźń, serdeczność i życzliwość jako chwasty. znów myślałam, że się zmieniłaś, myliłam się, jak zwykle, musiałaś to udowodnić.
|
|
 |
a ogólna tępota i brak wyczucia otoczenia przyprawia mnie o japierdolę, jako reakcję, na otaczającą mnie rzeczywistość.
|
|
|
|