 |
jakoś staram się przyjąć do wiadomości myśl, że cię straciłam. oswajam ją powoli, jak małe, dzikie, agresywne stworzenie. czuję, jak bardzo chce mnie napaść, wgryźć mi się w serce, rzucić z pazurami na miłość i wyrwać ją na zewnątrz. podrzeć, rozszarpać na strzępy, tak jak rozrywamy kopertę, gdy otrzymujemy długo oczekiwany list. chce złapać moje uczucia i wbić w nie szpony, żeby zniszczyć je ostatecznie. wiem, że powinnam jej na to pozwolić, nie mam wyboru. dlatego każdego dnia pozwalam jej się zbliżać. delikatnie, krok za krokiem, lecz każdego dnia daję jej możliwość podejścia o połowę mniej, niż poprzednio. chyba rozumiesz, że tym sposobem nigdy nie zdobędzie końca.
|
|
 |
jestem ciekawa, czy jesteś wystarczająco usatysfakcjonowany, że właśnie przez Ciebie przepłakałam kolejną noc.. ?
|
|
 |
wciąż pamiętam jego oczy i pamiętam, jak całował, ciągle czuję jego dotyk, jego oddech, jego słowa. w sercu mi wytatuował te pamiętne inicjały, spojrzeniami obdarował, lubił patrzeć, jak bolały. bolały. nie do końca zaproszony w moim wnętrzu się rozgościł i dlatego z jego winy nie umrzemy na wolności.
|
|
 |
|
tutaj, na dnie, jest całkiem przytulnie. serio. też jest rap w słuchawkach, komputer, łóżko, mama, tata, mój pokój. na dnie też chodzi się do szkoły. tej samej co normalnie. nie wierzysz? słuchaj dalej. też są ci sami nauczyciele, no może trochę bardziej wredni. myślisz, że kłamię? tak, ja też uważałam, że wredniejszym już się być nie da. są ci sami przyjaciele, ulica, domy, bezpańskie psy. czas też sobie biegnie własnym tempem, czasami tylko się przewraca i wyrywasz się z otępienia, ale to na chwilę. bo wiesz, on ma to do siebie, że bardzo szybko się podnosi. też bym tak chciała, ty też, prawda? więc tak - dno jest całkiem zwyczajne. jedyne co mi się tu nie podoba to te kolory, jakieś takie szare, wyblaknięte, przykurzone. aż chciałoby się je wyprać. ale wróć. najpierw muszę ogarnąć pokój, bo tutaj, na dnie, strasznie szybko robi się bałagan. a wtedy to nie jest już dno, tylko zabałaganione dno. dzisiaj osiągnęło apogeum. / acquiesce
|
|
 |
sama sobie zdobyłam cele i sama spełniłam marzenia i niezależnie, ile wysiłku mnie to kosztowało, to sama też musiałam to sobie odebrać. a teraz, jedynym co mogę zrobić, to poprosić ciebie o pomoc. ty, tam na górze ! nie mam już siły mówić, więc ostatnim tchem krzyczę, jak bardzo mi na tym zależy.
|
|
 |
spraw boże, żebym wzbiła się w górę o tyle, o ile spadałam na dno.
i żeby było tak dobrze, jak jest fatalnie.
|
|
 |
bo ty myślisz, że miłość to gra, a zwycięża ten, kto ma bardziej wyjebane i kto doprowadzi drugą osobę do płaczu. chyba się mylisz, wiesz ?
|
|
 |
|
wieczorami zaczynamy tęsknić za przeszłością, wspominamy najmniejsze szczegóły, gesty, spojrzenia i rozmowy. przypominamy sobie ludzi, którzy obiecywali, że będą na zawsze a przeminęli bez powodu. czas tak cholernie zmienia wszystko, jeszcze rok temu cieszyłam się z tego co mam, z ludzi u których zajmowałam pierwsze miejsca w sercu, wtedy nie potrafiłam zdać sobie sprawy, że to może się zmienić, że możemy stać się dla siebie nikim. dziś? to wszystko stało się obce, nie poznaję już tych ludzi, którzy nauczyli mnie tak wiele. to tych ludzi, których wtedy mogłam nazwać przyjaciółmi dzisiaj mijam na ulicy, spoglądając sobie prosto w źrenice, szukając wyjaśnień na to, co stało się z tym wszystkim co nas łączyło.
|
|
 |
chciałam Ci udowodnić, że nie jesteś wszystkim, co mogę i chcę mieć, nawet nie wiedziałam, że przez to stracę Cię.
|
|
 |
kolejny raz przekonuję się, że niepotrzebnie daję ci szansę.. ty przecież i tak jej nie wykorzystujesz.
|
|
 |
nienawidzę obietnic, bo wiem, że i tak zostaną złamane.
|
|
 |
w chwili obecnej nie liczę już na żadne czułe słówka, ani pocałunki. proszę, chcę tylko, żebyś chociaż raz się jeszcze do mnie uśmiechnął.
|
|
|
|