 |
~ wszystko trwa, dopóki sam tego chcesz.
|
|
 |
~ masz na imię Nikt, ja niby oddycham swobodnie.
|
|
 |
~ Ale proszę Cię, wróć do mnie 30 raz ...
|
|
 |
~ nowe projekty, plany na przyszłość, a nawet nowy scenariusz. wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze ? nigdzie nie ma Ciebie.
|
|
 |
~ śmierć nadaje piękność życiu, tylko sztuczne kwiaty nie umierają..
|
|
 |
zazwyczaj, kiedy każda z dziewczyn wybucha do pani od wf'u zgodnym 'gimnastyka, prosimy' ja poprawiam sznurówki od adidasów, zaciągam głęboki kaptur na głowę i idę na boisko do nożnej z chłopakami. przedmiotami, które wielbię nade wszystko są matma oraz fizyka. jestem bezczelna, zawsze mówię to co akurat przyjdzie mi do głowy, także nauczyciele najchętniej spaliliby mnie żywcem. mam wrogów, niejedna panna zemściłaby się za akcje z przeszłości gdyby miała choć trochę odwagi. kolesie? podobnie, za każde ze spławień na ich marny niby-podryw. mam uczucia, a tą zimną sukę tylko zgrywam. tak jest prościej, po prostu.
|
|
 |
spotkaliśmy się jakiś miesiąc po naszej ostatniej rozmowie, która definitywnie zakończyła całą znajomość. przywitał się mierząc mnie od stóp do głów, po chwili ciszy wziął mnie w ramiona i zaczął desperacko przepraszać. miał odwagę patrzeć mi w oczy wyczytując z nich każdy ból przez jaki przeszłam dzięki Jego osobie, sklejał kolejno każdą rankę obiecując, że to wszystko naprawi. za to Go kochałam. nigdy nie zostawiał od tak czegoś co spieprzył.
|
|
 |
wymawia moje imię tak pewnie, a zarazem z tą nutką słodkości, jaką odczuwam przy wsuwaniu kolejnych łyżek nutelli. mierzy mnie pozornie twardym spojrzeniem, podczas kiedy w Jego oczach pojawiają się dwa magiczne światełka, a kolor tęczówek wariuje. dotyka koniuszkiem palca mojej dłoni, niby przypadkiem, niby od niechcenia. właśnie w momencie, gdy zamierzałam odpuścić, zostawić to wszystko tak jak jest, nie starając zmienić się choć najmniejszego szczegółu, przesyła mi ten jasny komunikat - walcz.
|
|
 |
i ta samotność to chujowa sprawa. bo niby jest sobie ten psiak, który ciągle uderza ogonem o Twój dywan i opiera pyszczek na Twoim łóżku obserwując uważnie materiał z fizyki, niby są przyjaciele tuż po drugiej stronie słuchawki, niby są rodzice gotowi zawsze bronić Cię swoim ciałem i dosłownie mogący dać się za Ciebie zabić, niby otacza Cię tak wiele cudownych osób, tak ogromną dawkę miłości dostajesz na co dzień, tak cholernie komuś wciąż na Tobie zależy, ale tam od środka czujesz tą wewnętrzną potrzebę, żeby ktoś całując Twoją szyję wyszeptał wprost do ucha, że tylko Ty, na zawsze.
|
|
 |
nigdy nie obudzę się o dwudziestej piątej. nigdy w kalendarzu nie pojawi się data trzydziestego lutego. nigdy nie spełnią się te durne przypowieści o końcu świata. nigdy nie będziemy razem. proste, to kwestie które nie mają szans ujrzeć światła dziennego.
|
|
 |
i co jest, cholera, złego w tym, że się pragniemy, że On uwielbia czuć moje wargi na swoim karku, a ja kocham kiedy wodzi językiem po linii żył na mojej szyi? aż tak bardzo boli Cię fakt, że mogę bezkarnie trzymać dłonie w tylnych kieszeniach Jego spodni, a On nie musi wahać się przed dotykaniem nagiej skóry mojego brzucha? zazdrość gubi.
|
|
 |
pierdolę Wasze skojarzenia, idę wpieprzać banany.
|
|
|
|