 |
|
trzymała na kolanach, jego głowę. potrząsała nim, pełna amoku trzymając za ramiona. w myślach, błagała Boga o litość. - nie możesz mi tego, zrobić nie możesz, rozumiesz?! - krzyczała. wołała, prosząc o pomoc. jej krzyki, były znikome. ulica pusta, zero przechodniów. koszulkę miała całą w jego krwi. próbując złapać oddech, wpatrywała się w jego tęczówki zachodzące mgłą. - nie rób mi tego! - krzyczała. jej czarne od tuszu łzy, kapały na jego zakrwawioną koszulę. nasłuchiwała jego ustającego tętna, tracąc nadzieję. pochyliła się nad nim i cała rozhisteryzowana, patrzyła na jego zamykające się powieki. - przepraszam. - wyszeptał resztkami sił. straciła go. bezpowrotnie.
|
|
 |
|
łzy, są oznaką naszych słabości. szczególnie te złudnego szczęścia, wylewane nad filiżanką porannej kawy.
|
|
 |
|
do dziś pamiętam moment, kiedy niezdarnie zderzyliśmy się nosami przy naszym pierwszym pocałunku.
szkoda, że dzisiaj to jest tylko nieporozumienie o którym każesz mi zapomnieć.
|
|
 |
|
palę papierosa za papierosem. podoba mi się ta powolna śmierć. mam wrażenie, że mam kontrolę nad życiem. nad jego końcem.
|
|
 |
|
czasami chciałabym umrzeć tylko po to, by zobaczyć jak zareagują ludzie... / neellyy
|
|
 |
|
prosze cię, następnym razem jakoś uprzedź, że znowu chcesz mi zrujnować życie, niż masz tak do mnie uderzać, gdy już mało brakuje do obojętności.
|
|
 |
|
mówili, że tak strasznie do siebie pasowaliśmy, fakt - pasowaliśmy.
|
|
 |
|
Wybaczysz mi jedno? Mianowicie to, że w ogóle dopuściłam taką myśl, że mogło nam wyjść. / hyhyy
|
|
 |
|
miłość tak naprawde nie istnieje, istnieją tylko głupie motyle w brzuchu i zauroczenia ...
|
|
 |
|
i w końcu przychodzi taki dzień, kiedy masz wszystko gdzieś, na nic nie masz ochoty i musisz się z nim zobaczyć.
|
|
|
|