 |
|
Dla mnie nie ma przyszłości. Nie widzę jej, jedynie czasem ktoś wspomni o niej, chcąc dodać mi pewności, że muszę starać się o każdą sekundę teraz, żeby później wszystko mi się nie posypało. Nie potrafię. Idę ulicą, marząc by szybko jadące auto nie zauważyło mnie na pasach. Leżę w łóżku po zmroku i zastanawiam się czy może dane będzie mi się nie obudzić. Patrzę z upragnieniem na drzwiczki od kredensu w którym rodzice pozamykali wszystkie leki. Alkohol powylewali. Tak jakby to coś zmieniło, jakbym nie mógł zdobyć wszystkiego sam. Brak mi tylko odwagi na ten drugi raz - bo prócz tego, że było cholernie pięknie poza faktem, iż przeżyłem, musiałem patrzeć na płaczącą matkę, a to gorsze niż jakiekolwiek życie.
|
|
 |
|
Tam w klinice, stawiam linię między przeszłością i tym co jest teraz, teraźniejszością. Tam poznałem ludzi dla których, tak jak dla mnie, najpiękniej brzmiącym słowem była autodestrukcja. Tam zastanawialiśmy się kto kieruje naszym losem i dlaczego wyrządził nam taką krzywdę, dając dalej żyć. Tam próbowali wpoić w nas wiarę, a tym sposobem pojawił się obraz Boga. Wizerunek tchórza, który jest naszym pierdolonym ojcem, a nie ma dość odwagi by wziąć nas do siebie i po prostu się nami zaopiekować. Tam poczuliśmy tą wspólną więź - chęć zapomnienia. Tam wyimaginowaliśmy sobie śmierć i tam znów nasze serca zaczęły odbierać życie.
|
|
 |
|
Odciąłem się na dobre od przeszłości. Definitywnie zerwałem wszystkie te toksyczne znajomości, które podkładały mi kłody pod nogi co dzień. Ludzie nie znają granic. Jad, którym pałają, wypalał mi serce - bo jak się okazało, mam je gdzieś tam i ledwo co je niedawno odratowali, kiedy omal co nie przestało działać. A mogłoby. Miliard błędów, które zdążyłem popełnić dusił mnie każdego poranka i to było jedyne rozwiązanie, zresetować się. Myląc przyciski, omal co się nie wyłączyłem, na zawsze. Ale jestem. Niszczę się już tylko papierosami. Odizolowany od świata i uczuć, wciągam nikotynę. Upojenie. Żyję i jeszcze nie wiem czy to mnie cieszy.
|
|
 |
|
boję się, że nie zadba o Ciebie dostatecznie. nie ochroni przed Tobą. przynajmniej jesteś wolna, czyli szczęśliwa.
|
|
 |
|
byłem najszczęśliwszym człowiekiem po obu stronach globu.
|
|
 |
|
może i wyszedłem przez to wszystko na użalające się nad sobą dziecko, ale mi naprawdę jest okropnie.
|
|
 |
|
na co dzień? uwielbiam zasypiać z jego zapachem na poduszce, i budzić się przy nim. uwielbiam zapełniać nim każdą z chwil, ściskać jego dłoń, kiedy tylko jest obok, i z całej siły wtulać się, czując jak jego serce delikatnie zderza się z klatką piersiową. uwielbiam robić mu wstyd, wrzeszcząc na całe gardło w centrum handlowym, uwielbiam, kiedy mnie łaskocze, dotyka i mruczy do ucha. uwielbiam gryźć jego wargę, i minimum pięć razy dziennie oznajmiać, jak bardzo go kocham, tracić czas na długie pożegnania, jak również tęsknić za nim sekundę po rozstaniu. uwielbiam śmiać się, kiedy całuje mnie w czubek noska, przytulać z zaskoczenia, i przekupywać buziakami, czując na swoich ustach jak się uśmiecha. uwielbiam, kiedy droczy się o najmniejsze drobiazgi, a kiedy udaję, że się złoszczę pewnie tuli do siebie. uwielbiam go mieć, w myślach, w snach, w życiu, blisko przy sobie, dla siebie, ot tak. uwielbiam go uwielbiać, i dopełniać własne szczęście detalami jego wnętrza. / endoftime.
|
|
 |
|
bez Ciebie zauważam, jak nie mam co robić z życiem. nie mam nikogo. traci cel.
|
|
 |
|
znasz moją pamięć. potrafię zapomnieć co mówiłaś kilka sekund wcześniej, lecz zapamiętam na zawsze jak byliśmy szczęśliwi.
|
|
 |
|
czuję się znów taki mały, bez Ciebie nigdy nie będę cały.
|
|
 |
|
czuję jakbyś postawiła Nasze szczęście w zamian dla Niego. musi być wyjątkowy, bardziej niż kiedyś ja.
|
|
 |
|
'czy bardziej cierpi ten co czeka zawsze, czy ten kto nigdy nie czekał nikogo?'
|
|
|
|