 |
życie to zbiór potknięć - wychowawczyni zauważająca na ognisku przygotowane na później browce, pobrudzenie się czekoladą z batona między środkowymi lekcjami, skręcenie kostki, czy nadgarstka, przegrany mecz lub nieudana zagrywka. Ty, ja, wpadnięcie w Twoje ramiona, ten cały epizod, który pozostawił mi palące szramy na sercu, choć na dobrą sprawę nie czułam się, jak po zwykłym straceniu równowagi.
|
|
 |
Rozbawiony rozczochrałeś starannie ułożone włosy i powiedziałeś , nie mogłem się opanować , by nie spróbować twych ust. ( 2 )
|
|
 |
Zbyt duży ,kremowy sweter opadał mi na jedno ramię.Siedziałam na parapecie w szatni i wpatrywałam w mieniące się płatki śniegu.Z minuty na minutę było ich co raz więcej.Czekałam ,aż skończysz lekcje ,by móc wpatrywać się w twe zabawne iskierki tańczące po niebieskich tęczówkach.Znudzona czekaniem machałam nogami na przemian.Rozległ się przeszywający dźwięk dzwonka.Serce zaczęło niepewnie łomotać.Masa ludzi rozpychała się łokciami by jak najszybciej móc dotrzeć do swoich rzeczy.W końcu się zjawiłeś z szerokim uśmiechem na twarzy.Zaparło mi dech w piersiach.Wtem spostrzegłeś mnie i oczarowałeś mnie swym słodkim uśmiechem.Podeszłeś niezwykle blisko.Opierając się o me kolana , dłonie położyłeś na parapecie tuż obok mych ud.Pocałowałeś niezwykle delikatnie.Zdziwiona szeroko otworzyłam oczy.Serce próbowało się wyrwać,a policzki oblał nieśmiały rumieniec.Zdołałam jedynie wypowiedzieć ciche - Czym sobie na to zasłużyłam ? z szerokim uśmiechem na ustach.( 1 )
|
|
 |
nie bierz się za to - już zawsze będę wielbić naleśniki z monte, zawsze będę wyjmować z herbaty cytrynę i wsuwać ją bez krzywienia, zawsze będę chodzić z uśmiechem na mordzie, w szerokich bluzach i firmowych butach. kurde, jeżeli tak bardzo chcesz wprowadzić jakieś zmiany w moim życiu to łap serce i cholerny status związku na fejsie.
|
|
 |
uśmiech wpełzał na twarz, oczy iskrzyły się tajemniczo budząc przypuszczenia, że coś biorę, a w piersi dziwnie szumiało - te awarie serca przez Jego metr osiemdziesiąt.
|
|
 |
- bierze mnie coś. - wykrztusiłam po powrocie do domu rzucając na podłogę plecak. mama spojrzała na mnie znad patelni uważnie oceniając mój stan zdrowia. - zaraz Ci coś podam, połóż się. - okay, mimowolnie poszłam do salonu i walnęłam się na kanapę. już po dwóch minutach chuchając i upijając po łyku gripexa z kubka, rozmyślałam, jak abstrakcyjne to jest, bo w sumie to nie żadna grypa, czy katar, a zakłócenia w sercu.
|
|
 |
zaśmiał się. - wróciłem. prosiłaś, żebym wrócił. kurwa, jestem. - syknął buchając mi dymem z papierosa w twarz. łzy zapiekły pod powiekami. - przestań... zniknij. - zdołałam z siebie wykrztusić po czym odruchowo odwróciłam wzrok. znów chciał mnie zniszczyć, znów chciał spojrzeniem zagarnąć władzę nad moim sercem. zdobyć, zostawić. gorąca chmara Jego oddechu, po czym krótki, pewny pocałunek. - niedostępna. - mruknął z wyczuwalnym z podziwem. - mam czas, kot. wiesz, że zdobędę to, czego chcę.
|
|
 |
nie, nie miłość. po prostu wydaje mi się, że ktoś wytatuował na moim sercu Jego imię.
|
|
 |
Uwielbiam nasze wspólne wieczory , które spędzamy u ciebie w mieszkaniu.Jest cicho i tak niezwykle nastrojowo.Z utęsknieniem czekam , aż powiesz do mnie Aniele.Speszona czuję narastające pożądanie.Delikatnie głaszczesz mnie kciukiem po policzku.Pragnę być niezwykle blisko ciebie.Zachłannie zapamiętuje twój każdy dotyk, smak i zapach.Dłońmi dotykam twego torsu. Wodzę palcami po ostrych rysach twarzy.Przeczesując palcami twoje włosy uzmysławiam sobie jak bardzo mnie pociągasz.W końcu mocno przywieram do ciebie ciałem i przymykam oczy.Chce więcej.
Nieśmiało naciskam ustami na twe wargi.Twój pocałunek sprawia , że o mało co nie mdleję.Moje nogi robią się z waty.Tracę równowagę.Opierasz się o ścianę.Przepełnia mnie ekstatyczny żar , wciąż grożąc mi całkowitym pochłonięciem.
|
|
 |
Gdy spadnie śnieg i wybije północ w dzień Bożego Narodzenia , czekam na to abyś mnie mocno przytulił i z czułością w głosie życzył mi wszystkiego co najlepsze.
|
|
|
|