 |
|
nienawidzę poranków. nienawidzę, żegnać się z tym co najpiękniejsze i na nowo witać szarą rzeczywistość.
|
|
 |
|
na granicy rozpaczy, jestem. ładnie mnie urządziłeś, kochanie.
|
|
 |
|
zjadłam słońce. przegryzłam tęczą. popiłam deszczem.
|
|
 |
|
. bo miłość w naszych czasach nie istnieje. trzeba robić melanż i się nie
|
|
 |
|
tak, tak. świat będzie leżał u moich stóp. ale dopiero od jutra się za to wezmę, bo dzisiaj jestem zbyt zmęczona.
|
|
 |
|
zasłoniła twarz, rękoma. nie mogła złapać oddechu, z zaszokowania. nie potrafiła uwierzyć we własną naiwność. w to, że wierzyła jego słowom, doskonale wiedząc jak łgał.
|
|
 |
|
zabrakło Cię. właśnie wtedy, gdy potrzebowałam Twojej obecności, najbardziej. właśnie wtedy, gdy odszedłeś.
|
|
 |
|
obudziłam się. nie było go obok. zniknął. karteczka z napisem, 'wybacz, kochanie' i jego zapach, na mojej pościeli, był wszystkim co mi po nim pozostało. nie mówiąc o wspomnieniach, którymi dławiłam się już do końca swoich dni.
|
|
 |
|
obiecał mi, że będzie dobrze. na drugi dzień, już go nie było.
|
|
|
|