 |
Nawet nie wiesz, że osoba z którą codziennie się mijasz, może mieć sekret, który doprowadza ją do szaleństwa. Żyjesz sobie z dnia na dzień ze swoimi 'problemikami' a ktoś tak pozornie szczęśliwy ma problem takich rozmiarów, że nigdy nie będziesz w stanie tego pojąć, zrozumieć, a nawet wyobrazić sobie tego. Tajemnica zabija tego człowieka od środka, niszczy go, nie w przenośni. Człowiek umiera. I co teraz zrobisz, kiedy już dowiedziałeś się o mordercy swego znajomego? Pomożesz? Nie pomożesz? /shhhhh
|
|
 |
Zaskakujące jest to, jak wielkie ludzie skrywają w sobie tajemnice. Zarazem przerażające okazuje się to, że ludzie pozornie nam tak bliscy, mogą tak wewnętrznie cierpieć. Tak straszliwie chcesz im pomóc, a jesteś tak niewyobrażalnie bezradny. To tak cholernie przytłaczające. [shhhhh]
|
|
 |
A co, gdy najlepszy przyjaciel okłamuje Cię prosto w oczy? Co, jeżeli znasz prawdę a on nadal kłamie? Co, jeśli nie chcesz mu o tym powiedzieć, bo tak naprawdę masz nadzieję, że w końcu Ci powie! Głęboko wierzysz, że on tylko czeka na odpowiedni moment, aby Ci powiedzieć. Wierzysz, ale mimo to znasz prawdę. Wiesz dobrze, że najlepszy przyjaciel kłamie. Rzygasz na przyjaciela. Przyjaciel nie jest przyjacielem. /shhhhh
|
|
 |
byłam, na wyciągnięcie dłoni, na skinienie palca, na zawołanie byłam. zawsze tylko dla ciebie. chciałam być twoją przeszłością, teraźniejszością, a przyszłością chciałam się stać. moja miłość zaczynała się i kończyła tylko na tobie. nie widziałam świata poza tobą, bo ty byłeś jedynym moim światem. oddychałam tobą rano i wieczorem. a moje szczęście nosiło twoje imię. wszystko na darmo. ty nigdy nie byłeś mój. nie istniałeś dla mnie nawet przez chwilę. dla ciebie byłam tylko kolejną naiwną marionetką. zawsze byłam tylko niczym, ale nigdy wszystkim. / niechcechciec
|
|
 |
Będą zakręty. Cały szereg zakrętów w które władujemy się ze zdecydowanie za dużą prędkością. Masa zakrętów podczas których wypada się z równowagi, wylatuje gdzieś w bok i trudno, cholernie trudno będzie nam się utrzymać. Z tym, że każde kolejne słowo czy gest, nawet to dogryzanie sobie czy najgłupsze odruchy do jakich jesteśmy zdolni, wszystko to jest potwierdzeniem, iż jesteśmy na właściwych miejscach i warto.
|
|
 |
Obnażasz przed Nim swoje słabości z miłością względem Jego osoby na pierwszym miejscu. Bez wahania, bo masz instynktowną pewność, iż Cię nie zrani.
|
|
 |
Cenię szczerość, ale nie spotkałam się dotychczas z używaniem jej, by przedstawić się w tak gównianym świetle. Oczekiwania "mów, co by to nie było to razem rozkminimy rozwiązanie, damy radę", rzeczywistość "dawaj, jestem ciekawy co Cię tak zdołowało". "Nie muszę wiedzieć, ale zapewnij mnie, że jest ktoś to Ci pomaga" a nie pieprzone "a Jemu powiedziałaś?!". "Mogłaś nie mówić o tym dole, bo teraz w chuj ciekawy jestem". Koleś, za kogo Ty się masz w moim życiu? Bo gdzieś tam obiło mi się o uszy nędzne "przyjaciel" i choć tego nigdy nie potwierdziłam, ani się do tego nie ustosunkowałam, wierzyłam, że z czasem to zaakceptuję. Dzisiaj rzygam taką przyjaźnią, "brat".
|
|
 |
Bo gdybym słuchała ludzi, gdybym wierzyła ich dobrym intencjom i radom, teraz pewnie dawno spałabym zagrzebana w kołdrze. Gdybym faktycznie zastosowała się do tego idealnego obrazu postępowania, ustalonego sposobu na życie, obudziłabym się dopiero nad ranem, zjadła śniadanie, obejrzała film czy cokolwiek. Nie byłoby picia, zarywania nocy i demoralizacji pod innymi postaciami. I zapewne, gdzieś z tym obrazem, uznałabym życie za proste. Bo stosujesz się do zasad i oczekujesz szczęścia, ale ni chuja, jeśli chodzi o rzeczywistość. Kopnie Cię w dupę, podłoży setki kłód pod nogi, ale masz gdzieś ten rap w głośnikach i masz ludzi na których możesz liczyć zawsze.
|
|
 |
Teraz patrz na tamtą dziewczynę - tą z fotografii, w kucyku z tyłu głowy, nieśmiałym uśmiechem i świadectwem z czerwonym paskiem w ręku. Tą, która pojawiała się w Twoim życiu w zestawieniu z zakładami, którą rozkochałeś w sobie i zrobiłeś wszystko, by nie potrafiła być z Tobą, by ją to zabijało. Patrz. To ta sama, która teraz pewnie przechyla butelkę z winem, a potem, dając Ci ogromnego buziaka, podgryza Twoje wargi. Zapełniła Ci życie, ziomek.
|
|
 |
Zawsze mogłeś znikać na dzień, dwa, tydzień, miesiąc. Mogło Ciebie nie być przy mnie nawet kilka, pieprzonych miesięcy, kiedy traciłeś wszelaką łączność z rzeczywistością. Kontakt równy zero, żadnych wieści, żadnych wiadomości, nie mówiąc o jakiejkolwiek bliskości z Twojej strony. Kolejne dziesiątki dni, kiedy nie wiedziałam nic, skończywszy na tym, czy w ogóle żyjesz. Ale wracałeś. Zawsze podświadomie wiedziałeś, gdzie wrócić, gdzie jestem ja, nawet jeśli próbowałam tę paranoję przerwać, uciec, zniknąć, licząc na Ciebie - że zapomnisz lub odpuścisz, cokolwiek. Wracałeś. I były łzy, cholera, zawsze były łzy, to taka wizytówka tych naszych spotkań. Powrotów. W tych łzach lądowaliśmy w łóżku na kolejne tygodnie. Z winem. Na pożegnanie. Kolejne, nie mam pojęcia które. Przestałam liczyć, rachuba upadła szybciej niż przy czystej.
|
|
|
|