 |
|
tutaj zwykła codzienność, to nie fabryka snów.
|
|
 |
|
przestałam radzić sobie z życiem i zaczęłam chlać co weekend i umierać, miałam rzucić wszystko w pizdę. u mnie nic nowego i usłyszysz to nie raz, mówią 'widzę jak upadasz', odpowiadam 'to nie ja'
|
|
 |
|
idę na balkon, w ręku szlug, telefon w drugiej, i napisałabym do Ciebie, ale jakoś brakuje słów, zadzwoniłabym do Ciebie, ale wiem, że tego nie chcesz, wybełkotała, że Cię kocham, tu jest źle i serio tęsknię..
|
|
 |
|
więc nie pytaj co ze mną, jakoś trzymam się, chociaż wkurwia mnie to, wiesz, co ma być to będzie jeszcze
|
|
 |
|
daj żyć, pozwól umrzeć, albo spierdalaj
|
|
 |
|
szczęście liczę w gramach
|
|
 |
|
bo zjebał się świat a ja nie powiem że to martwi mnie
|
|
 |
|
bał się, bo samotność była drogą do śmierci
|
|
 |
|
wstawał późno i późno się kładł spać,
albo nie spał, bo znowu się naćpał
|
|
 |
|
łączyło nas więcej niż przyjaźń i piwo
|
|
 |
|
miała błękitne oczy i nikt jej nie kochał oprócz niego i zniknęła wraz z iskrą w oczach.
|
|
|
|