 |
|
nie potrzebuję dzisiejszego deszczu. na nic mi te szare krople w szarym mieście. wyłączę muzykę, położę się i patrząc w sufit zapłaczę bez uczuć. który to już raz ? nie potrzebuję tego zachodu słońca. niech nie przypomina mi dziś, niech nie cofa zegarka. słyszę, jak na bruku szumi deszcz. słyszę, jak szemrze ulica. nie potrzebuję dzisiejszego deszczu.. przymykam oczy, znów jestem sama.
|
|
 |
|
miałam idealny plan. kupiłam strzykawkę, zasłoniłam okna. rodzice wyszli, byłam sama, miałam nawet odwagę by to zrobić, zapoznałam się ze skutkami ubocznymi. wiedziałam, że to uzależnia, jednak popełniłam jeden błąd : szczęścia nie można kupić w aptece. cały idealny plan prysł.
|
|
 |
|
- kochaj mnie! - co? - tak, żebyś nie spał w nocy, zastanawiając się czy ja aby na pewno śpię sama. żebyś skręcał się z zazdrości, widząc mój uśmiech skierowany do innego chłopaka. żebyś czuł .. nie, nie radość. radość, to za mało powiedziane. niewysłowioną ekstazę widząc moje oczy patrzące w Twoją stronę. no, kochaj tak!
|
|
 |
|
z bólem serca spoglądam na zegarek. chyba pójdę do łóżka. choruję na rzeczywistość.
|
|
 |
|
i rozlała mi się kawa i o szyby zaczęły odbijać się krople deszczu. dziwne.. policzek też był mokry.
|
|
 |
|
chcę widzieć zielone parki, dzieci bawiące się na placu zabaw i grające w piłkę na podwórku. chcę słyszeć ten piskliwy śpiew ptaków. idąc ulicą chcę widzieć ludzi, którzy nigdzie się nie śpieszą, nie są opatuleni od stóp do głów i potrafią się uśmiechnąć na widok kogoś znajomego. chcę marudzić, że jest mi gorąco, chcę nosić przeciwsłoneczne okulary, zrzucić grube kurtki i długie spodnie. chcę lato.
|
|
 |
|
potrzebuję chwili ciepła, którego nie zapewni już gruby koc i gorąca herbata.
|
|
 |
|
zaczęło mi brakować poczucia, że jestem najlepsza. zaczęło mi brakować poczucia, że potrafię. zaczęło mi brakować poczucia, że jest jak chcę.
|
|
 |
|
jej równowaga psychiczna została wystawiona na jeszcze jedną próbę.
|
|
 |
|
słuchałam go i się wstydziłam. najnormalniej w świecie się wstydziłam. swojego smutku i problemów, które nagle okazały się banalne.
|
|
 |
|
bezustannie czekałam na kogoś, kto poda mi kredki, kiedy będę miała ołówek. zrobi naleśniki z uśmieszkiem z dżemu. nie będzie pyta, bo będzie wiedział. przejdzie ze mną na czerwonym świetle. w ostatniej chwili mi powie : - uważaj !, kałuża. nadąży za mną do autobusu. odpowie równo ze mną na jedno pytanie. będzie mnie słuchał, kiedy coś mówię. i uśmiechał się, kiedy będę na niego zła.
|
|
 |
|
chciałbym czynić zło. okradać banki, popełniać morderstwa, tak żeby wszyscy wiedzieli, że jestem twardzielką i bali się mnie. bardzo chciałabym zdradzać męża, wstrzykiwać sobie crack, wszystko. ale nie mogę. wiesz dlaczego? boję się, że urażę czyjeś uczucia.
|
|
|
|