 |
Ten rap ostry jak nóż, dziś nic już
mnie nie wzruszy,
może odseparować dziś ciało od
duszy,
śmiało zatkaj uszy, gdy punche
tną jak skalpel.
|
|
 |
bezpowrotnie opada powieka,
nie uciekał,
przecięte ścięgna Achillesa,
ostatni oddech,
nikt i nic nie mówi, wróć, kiedy
lepka krew,
spływa do denata płuc, nie
opuścisz mnie,
z jadalnym skutkiem assassin
wsadzi ci nóż w plecy,
i przekręci go dwa razy.
|
|
 |
ja znam twoje serce ty znasz
moja dusze,
razem zostawiamy, rany cięte,
rany kłute.
|
|
 |
słowa jadem zatrute,
flaki będą wyprute - zadałem
rany kłute.
|
|
 |
To będzie noc długich noży,
chcesz jeszcze pożyć synu,
spotkałeś skurwysynów z
powieści grozy,
to aktorzy z najbardziej
krwawego teatru,
co popełnią przestępstwo w hip-
hopowym półświatku.
|
|
 |
zrobię tu horror,
dziś jestem nożownikiem jak
Benicio Del'Toro.
|
|
 |
poddaj się, będzie prościej, to
jest skurwielu ten styl,
co nie zamierza brzmieć
radośnie.
|
|
 |
Żyletka błyszczała jej na dłoni...
Miała nadzieję, że ona jej ból ukoi...
Więc podciągneła rękaw na lewej ręce
I wypisała na kartce wszystkie intencje
Za każde zadane sobie cięcie...
Zaczęła czytać na głos:
"PIERWSZE cięcie za to, że cię poznałam...
DRUGIE cięcie za to, że tak bardzo pokochałam...
TRZECIE cięcie za to, że zawsze przy tobie byłam...
CZWARTE cięcie za to, że tyle ci poświęciłam...
PIĄTE cięcie za tą wielką tęsknotę...
SZÓSTE cięcie za moją naiwność i głupotę...
SIÓDME cięcie za to jaka przez ciebie się stałam...
ÓSME cięcie za to że w tym toksycznym związku trwałam...
DZIEWIĄTE cięcie za to, że tak bardzo boli przez ciebie moje serce...
DZIESIĄTE ciecie za to, że nie zobaczę cię już nigdy więcej...
JEDENASTE cięcie za wszystkie krzywdy które mi wyrządziłeś...
DWUNASTE cięcie za ten nieopisany ból który po sobie zostawiłeś... TRZYNASTE CIĘCIE..."
To było jej ostatnie cięcie...
Bez rymu i intencji...
Cięcie przez które przestało bić jej serce...
|
|
 |
wiesz za czym najbardziej tęsknię? za zapachem twojej bluzy, za dotykiem twoich dłoni, za biciem twojego serca, za tobą.
|
|
 |
rana za raną, powoli się goi, teraz ostrożniej niż kiedyś, teraz powoli, by z problemami nie żyć.
|
|
 |
Stali wpatrzeni w siebie. Byli tak blisko, że gdyby chciał mógłby ją pocałować. Nie zdążył.. uciekła. Na nocnej ulicy oświetlonej blaskiem starej przedwojennej latarni, stał wpatrzony jak jego ukochana znika z jego życia. Stał jak pomnik, nie drgnął. Nagle się ocknął. Zaczął biec jej śladem, krzycząc, płacząc. Wołał jej imię. Na marne. stracił ją. Na zawsze.
|
|
|
|