 |
zostawiłeś mnie zupełnie samą, na pastwę gwałcicieli, potworów i innych brzydkich postaci. biegłam do domu po pustej ulicy, towarzyszyły mi tylko latarnie i deszcz. czułam obecność niezidentyfikowanego stwora na plecach, odwróciłam się. to cisza przeszywała mnie na wskroś. nie zauważyłam kamienia, potknęłam się, wpadłam w kałużę. rozerwałam leginsy, połamałam szpilki. makijaż rozpłynął się od deszczu i łez. pod moją kamienicą odpaliłam papierosa, a matce powiedziałam, że mnie napadli, bo zabiłaby Cię skurwielu.
|
|
 |
łatwiej zapomnieć, trzymać nastrój na codzień,
co by się nie działo, wiarę zawsze mam tu ziomek.
|
|
 |
nie kradnę, a zabieram twój czas bezpowrotnie.
|
|
 |
tak zamieram krótko, kocham stać bez ruchu, myślę jak
ludzie dodają tyle kłamstwa do uczuć?
|
|
 |
codziennie rano patrząc w przeznaczenia lustro,
sam siebie oszukuję, widząc w marzeniach cud, ziom.
|
|
 |
Ja wolę byc ostatni, zamiast zostać na przedzie,
przynajmniej nie muszę się wciąż oglądać za siebie.
|
|
 |
można ukrywać fakt, ale w snach, to przypływa,
człowiek jest skonstruowany tak, by sie dostosowywać.
|
|
 |
czasem bywa tak, że cos ważnego się urywa,
zostaje ślad, nie mozna tego nie przeżywać.
|
|
 |
ktoś do ucha mówi Ci, że nie ma tego złego, walcz.
|
|
 |
Przetrwasz, zamknij się, słuchaj masz
siłę, ducha, styl, który wybucha, patrz.
|
|
 |
możesz być przystojniejszy, mądrzejszy, bogatszy. możesz zabierać mnie na romantyczne wycieczki za granicę, całować delikatnie. możesz tańczyć ze mną walca, chronić od cierpienia. możesz się starać, ale wiedz, że nigdy nie będziesz taki jak on.
|
|
 |
niepowinnam, lecz tęsknię. tęsknię za blaskiem twych błękitnych tęczówek, za twoimi blond loczkami, a nawet za cierpieniem jakie mi zadawałeś, za kłamstwami, jakimi faszerowałeś mnie każdego dnia.
|
|
|
|