 |
Podejdź kiedy będę bezbronny, gdy wszystkie najeżone rozsądkiem argumenty opadną, porażone letnim urokiem. Uśmiechnij się do mnie kiedy będę bezbronny, gdy powiew poniesie Twój zapach aby mnie odurzyć pragnieniem. Pocałuj mnie kiedy będę zbyt powolny aby Cię zatrzymać a zbyt szybki aby objąć. Pokochaj mnie kiedy zaniemówię, gdy słowa sprzeciwu rozprysną się między pustką a szczęściem, które będzie ją wypełniać.
|
|
 |
pamiętasz, kiedyś ci powiedziałam, że się boję. obiecałeś, że nigdy mnie nie skrzywdzisz, nie zadasz bólu, że wyjedziemy, że będziemy razem, bo świat jest okrutnie zły i przerażający. obiecałeś, że mnie uratujesz, dlaczego kłamałeś? myślisz, że złamane serce swędzi albo łaskocze?
|
|
 |
w tym odcinku dnia jesteś zjebanym chujem.
|
|
 |
kiedyś zapytałeś, czy kiedykolwiek byłam przez ciebie smutna. to był chyba jeden z niewielu momentów, kiedy zastanawiałam się, jaka odpowiedź cię zadowoli.
|
|
 |
nie miałam przyjaciół, wszystkich nienawidziłam, bo byli tacy fałszywi.
|
|
 |
chciałabym odejść natychmiast, najlepiej jeszcze wczoraj.
|
|
 |
. Mimo wszystko usypiam z myślą o Tobie, jakby była jakimś talizmanem, który ma sprowadzić Cię do mich snów. Tam nie muszę się bać, tam będziemy mogli wszystko czego pragniemy aż ta radość zapadnie się w jedną chwilę zapomnienia zaraz za po otwarciu powiek. Nawet gdybym tylko miał Cię gonić bez końca w koszmarnym biegu, wolę nie zbudzić się do świata, w którym nie wolno mi wystartować.
|
|
 |
Czego ode mnie chcesz? Czy pragniesz mnie tylko po to, żeby triumfować? A może jesteś tak naiwna, wierząc, że miłość pokona wszytko. Wiesz, że sprawiasz mi radość i ból? Czuję nagle, że żyję aby co chwila umierać dotknięty ciężką pięścią rzeczywistości. Jesteś piękna na tyle sposobów, a Twój niestłumiony myślą uśmiech rozbroił mnie dziś z rozsądku. Tylko na chwilę, może dwie a potem wetknąłem ostrze głośnego NIE w sam środek moich trzewi. Uwierz mi, wolałbym prawdziwą ranę niż ten ból niemocy. Powiększam dziurę w mojej duszy a nadzieja wciąż się sączy, słodka jak myśli o twoich ustach, ciepła jak twoja opalona skóra, pachnąca przygodą, na którą nie mogę pozwolić.
|
|
 |
Chwyciłem cię za dłoń choć wiedziałaś, że nigdzie nie pójdziemy, spojrzałem ci w oczy i widziałem jak wraca w nich życie, nie wiedzieliśmy co zrobić z następną chwilą ale każde kolejne wydawały się tak nieistotne. Baliśmy się to zniszczyć słowami,jednak szepnąłem coś o ucieczce i poszłaś ze mną. Choć na chwilę schowamy się przed światem, na chwilę wróci szczęście jak kometa, która nie zatrzyma się chyba że rozbije się o nas. Może starczy mi tych chwil na resztę życia bez ciebie, będę wracał tu, do naszych czułości kiedy dni znowu staną się szare. Schowałem cie w sobie na zawsze, ogrzewasz kiedy ziąb, rozświetlasz gdy mrok, pomagasz wstać z kolan i stawiać kolejny krok. Oby któryś zaprowadził mnie do ciebie, obyś tak chętnie przylgneła gdy otworze ramiona.
|
|
 |
nie pragnę zemsty, nie pragnę ciebie, już nie warto.
|
|
 |
są dni, w których odchodzi się, nie zostawiając nikomu adresu.
|
|
|
|