 |
wstań z podłogi, otrzyj łzę, nałóż najpiękniejszą sukienkę, ułóż włosy, zrób makijaż, wyjdź na miasto, pokaż mu, że nie jesteś tak słaba jak to sobie wyobraża.
|
|
 |
oficjalnie jesteś moim chłopakiem, a tak naprawdę sensem życia, najjaśniejszą gwiazdą na niebie.
|
|
 |
żyletka jest moją najlepszą przyjaciółką. pomaga rozwiązać nawet najtrudniejszy problem. nie może leżeć bezczynnie na biurku, musi być wykorzystana. biorę ją do ręki i tworzę kolejne rysunki na mej bladej ręce. po chwili czuję jak emocje opadają. szczęście dociera do głowy. odpalam papierosa. dławię się nikotynowym dymem. obiecuję sobie, iż więcej nie dotknę tego ostrego przedmiotu. niestety, nie potrafię wytrwać w tym dłużej niż do kolejnej chwili smutku. to zajebista forma ucieczki od kłopotów, wiesz.
|
|
 |
tamtej nocy przyszedł zupełnie trzeźwy, a mijając mnie w progu, ruszył na piętro. przez dobre pół godziny zagadywał mnie byle czym, pieprzył głupoty. w końcu podszedł do okna i zastygł na moment. podeszłam, na co łzy w Jego oczach zabłysnęły blaskiem księżyca: 'już miałem brać do pyska czystą. poczułem, że Cię tracę'.
|
|
 |
szarpnęłam Ją za ramiona. - kurwa, dlaczego On?! właśnie On? nie żaden inny, nie obcy mi koleś, czy nawet któryś inny z tych ważniejszych dla mnie... - zaczęłam wymieniać kolejne imiona, część gości, którzy przyszli mi na myśl. - czemu On?! na zawsze, ta? na zawsze razem, zaufanie, wierność, i my, na pierwszym miejscu. nie faceci. pamiętasz to? - zniżałam już głos, którego drżenie się nasilało. po policzkach popłynęły pierwsze łzy. - pamiętam. - odparła mi głucho, z nieobecnym spojrzeniem. lecz tej jednej nocy zapomniała, chuj, że przez alkohol i mocniejsze środki, nie ogarniała sytuacji. patrzyłam na Jej brzuch z wizją, że zakiełkowało tam Jej dziecko. Jej i faceta, który teraz był tym, najważniejszym, już niewyłącznie dla mnie.
|
|
 |
ta, wcale nie robię już listy tego, co chcę dostać na gwiazdkę i no, w ogóle, nie ustawiam poszczególnych pozycji pomiędzy rodziców, ciotki, wujków, dziadków.
|
|
 |
dopalał fajkę, więc wstał mimowolnie i strzepał piasek z jeansów. - kiedy zobaczyłem Cię tu pierwszy raz, z tamtą kuzynką, uśmiechniętą, tak cudowną, wiesz co pomyślałem? że się zabawię. kurewsko. zabawię się Tobą, po czym odejdę. - zaśmiał się. - wydawałaś mi się zupełnie nieszkodliwa. delikatna. do zranienia. - mruknął posyłając mi uśmiech, po czym nachylił się i musnął moje wargi. - um, miło wiedzieć. - rzuciłam w odpowiedzi niechętnie naciągając mocniej bluzę na dłonie. pomógł mi wstać. - jak się okazało, podstępna żmija z Ciebie. ukradłaś mi serce, głupku. - wyznał obejmując mnie ramieniem, na co mocniej do Niego przylgnęłam. pociągnął mnie w stronę powrotną. - jak chcesz to Ci oddam. - spojrzał na mnie z góry. - cudnie mi tak, wiesz.
|
|
 |
trzymam się, choć wciąż przesiaduję po kilka godzin pod drzwiami nasłuchując Jego powrotu. wieczorem sprawdzam komórkę, wiadomości, połączenia, cokolwiek, szukam odznak życia. przeglądam wspólne zdjęcia, zarzucam w głośnikach nasze ulubione bity. co sobotę bezczynnie siedzę opierając się po łóżko, w Jego koszulce. wypalam fajkę, odpalając kolejną. destrukcja uczuć, koniec wariackich popisów serca.
|
|
 |
ułamek sekundy. usta przy ustach. moja dłoń penetrująca Twój brzuch, delikatnie muskająca zarysy mięśni. Twoja ręka błądząca po moim biodrze. skupienie się jedynie na własnych, nerwowych oddechach. oddanie się chwili, pragnąc żeby trwała wiecznie. nagłe odsunięcie się od siebie i pytanie błądzące po głowie; 'co my robimy?'. nabranie oddechu i ponowne zderzenie ustami. przecież przesiąknięcie do cna pożądaniem bez obaw o nadchodzącym uczuciu, które później przerodzi się jedynie w cierpienie, jest czymś niemal idealnym. to jak opychanie się słodyczami bez konsekwencji. smaczna konsumpcja, bez obaw o szerokich biodrach.
|
|
 |
chyba nie chcesz pozwolić, żeby jakiś tam mięsień w Twojej klatce piersiowej zaważył na Twoim życiu, nie? na tym co jest, a czego nie. nad tym kto był, kto odszedł. nie jest warte tego, żeby dyktować Ci warunki. uczuć nie ma. jest tylko pożądanie. z czasem chęć posiadania kogoś, kto zawsze jest. a na końcu przywiązanie. puste, rutynowe sytuacje nie mające nic wspólnego z sercem.
|
|
|
|