 |
- chodź tu. - przyciągnął mnie do siebie. otarł łzę, która zagubiła się na policzku. zawinął kosmyk moich włosów za ucho, po czym ustami musnął kącik warg. wciąż z zamkniętymi powiekami, mimo woli, wciągnęłam mocno powietrze do płuc odnajdując w bliskiej odległości drobinki Jego zapachu. na skórze czułam Jego pełne usta formułujące się w uśmiech. - pamiętasz, co mi ostatnio obiecałaś? - szepnął zadziornie. - obiecałam, że spróbuję. - rzuciłam chrapliwie. - nawet nie spróbowałaś, skarbie. ani trochę. ładnie to tak? pokochać kogoś takiego, jak ja? - paradoksalnie jednak, przytulił mnie do siebie. na nagim ramieniu czułam zgrubienia skóry Jego przedramion od wkłuwania w nią igieł. tylko, że w tamtej chwili to nie miało znaczenia. może miałoby, gdybym wiedziała, że, za niedługi czas, życie nie będzie utożsamiało się z Jego osobą.
|
|
 |
z uwielbieniem patrzę na zieloną herbatę w kubku, która chwilę później wpływając mi do ust, okazuje się zima. wystygła. budzi się we mnie frustratka, odbiera wszelką kontrolę. nagle łzy na policzkach, jęk wydobywający się z gardła, kubek na podłodze i poduszka z całych sił zaciskana w dłoniach, wydają się być na porządku dziennym. przyciskam poduszkę do twarzy, tłumiąc krzyk. krzyk, którego nie rozumiem, przez który drżę, który napawa mnie potwornym strachem. mam wrażenie, że słyszę wszystko - odgłos otwieranych drzwi, Jego radosny głos u podnóża schodów wypowiadający moje imię - że to znów jest prawdziwe, namacalne. duszę się brakiem powietrza, aczkolwiek przyczyną nie jest ten przyciśnięty do ust przedmiot. dławię się rzekomą miłością. dławię się uczuciem, które miało być cudowne, a którym karmiłam bestię. potwora, od którego przypadkiem, podczas naszego chorego, toksycznego układu, się uzależniłam.
|
|
 |
Znów wpadam w moje chore paranoje.
Te, któych tak bardzo chciałam się pozbyć.
Które, miałam nadzieję, zniknęły.
Ile jeszcze potrzebuję czasu?
|
|
 |
Znowu to robię.
Rozdrapuję stare rany.
Chora masochistka.
|
|
 |
Wczorajsza noc była moją własną, osobistą tragedią.
Taką, po której ciężko się pozbierać,
ale trzeba, bo nie jesteśmy w stanie zmienić biegu rzeczy.
|
|
 |
Jaka ciężka jest walka,
kiedy nie wierzymy w jej sens i powodzenie.
Jak ciężko wtedy znaleźć w sobie siły aby brnąć w to dalej.
Aby nie poddać się.
I nie utopić w swojej żałosności.
|
|
 |
Będzie dobrze.
Wszystko w swoim czasie.
|
|
 |
Jesteś tylko małym robaczkiem nie radzącym sobie ze swoim śmiesznym światem.
|
|
 |
Mam już dość powtarzania sobie,
że będzie dobrze.
Najchętniej zostawiłabym to wszystko i wyjechała.
Zaczęła od nowa.
Albo nie zaczynała wcale.
|
|
 |
Boję się, tak strasznie się boję.
|
|
 |
A przecież miało być lepiej.
Miało się poprawić.
To co miało być lekarstwem,
stało się trucizną.
|
|
 |
Nikt nie wierzy.
Czuję się jak kłamca.
Czy siebie też okłamuję?
|
|
|
|