 |
objawy miłości jaką darzyłeś mnie każdego dnia były jak najbardziej banalne, ale kochałam je, mimo tej prostoty. kochałam całym sercem.
|
|
 |
nie zwracasz uwagi, na wszystkie detale jakie kryję w moim ciele. nie zauważasz brązowości mych oczu, czerwonych refleksów na mych włosach, za małych dłoni, płaskiego tyłka. po prostu tępo powtarzasz, że jestem najpiękniejsza, lecz nie tego chcę. pragnę byś doceniał każdą z mych zalet i akceptował niedoskonałości, a nie sądził, iż jestem ideałem, do którego tak mi daleko.
|
|
 |
żyję w świecie, gdzie dziewczyny ruchają się po kątach, a na sam wydźwięk słowa 'seks' reagują jak na coś złego. są dziewicami przez sześć dni w tygodniu, gdy przychodzi sobota tracą je na nowo. mają za nic osoby, które deklarują wierność swojej połowie. wolą być same, by robić to z kim popadnie, a potem naiwnie oszukiwać, że one to nie, a na pewno to ja.
|
|
 |
gdy przestałam czekać na jego powrót nazwał mnie dziwką, bo przecież obiecywałam.
|
|
 |
nazywali mnie egoistką, dziewczyną bez serca, bo nie uroniłam ani jednej łzy. rzuciłam się w wir imprez, zazwyczaj zbyt mocno alkoholowych, gdzie paliłam zioło, papierosy, wciągałam najróżniejsze rzeczy. piłam zimne piwo, które tak naprawdę mi nie smakowało i jadłam tuczące dania, lecz mimo tego chudłam. wyglądałam jak chodząca śmierć, wory pod oczyma, wychudzone ręce. uśmiech na twarzy - nierozłączny. poznawałam nowych chłopaków, żaden z nich tak idealny, jak On, aż w końcu. coś, a raczej ktoś uratował mnie z opresji, mężczyzna mojego życia, facet z najpiękniejszych snów..
|
|
 |
tego dnia miałam ochotę na coś innego, niebanalnego. na coś przesyconego erotyzmem, ale i delikatnością. umówiliśmy się na dwudziestą, bałam się cholernie. przecież daleko mi do ideału, jakim jesteś. nie stroiłam się, nie malowałam. krótkie szorty w panterkę, malinowy t-shirt i znoszone najki, tak czułam się najlepiej. na czubku głowy wysoki kucyk. chyba pamiętasz? odpaliłam papierosa na rogu dwóch ruchliwych ulic, rozmawialiśmy, zmierzchało. oddałeś mi swoją szarą bluzę, topiłam się w niej. komary upodobały sobie moją krew, dwadzieścia bąbli, jako pamiątka po naszym pierwszym pocałunku. od razu był inny, zbyt namiętny, seksowny. wiedziałam, że to właśnie Ty.
|
|
 |
ja i Ty, nasze pocałunki przesycone namiętnością. coraz płytsze oddechy, serca bijące zdecydowanie za szybko. tracimy zdrowy rozsądek, wszystko przemienia się w chore pożądanie. rozważam, czy warto poddać się chwili. stwierdzam, że tak. w powietrzu unosi się zapach miłości. w moim przekonaniu pachnie on jak czekolada, papierosy i nasze perfumy adidasa. przymykam oczy, przy Tobie tak łatwo dostać się do raju. oddaję Ci się całkowicie, czuję Twoje dłonie delikatnie przemieszczające się po mym ciele. cholerna ekstaza, coś niesamowitego, chwila wyłącznie dla nas. my jesteśmy gwiazdami na scenie wypełnionej namiętnością i spontanem. wybiła godzina x, gdzie nie liczą się słowa, a czyny idealne.
|
|
 |
ta magiczna więź, cholerna telepatia, która łączy nas od pierwszej rozmowy. nieważne, że mieszkamy setki, a czasami tysiące kilometrów od siebie, mogę liczyć na nich zawsze. zazwyczaj poznani przypadkiem. moblo, fotka, last, głównie z tych fantastycznych stron was znam. praktycznie w każdej części Polski, w Rosji, Brazylii, Kazachstanie, na Ukrainie. zazwyczaj przez skype, facebooka czy gg, czasami przez telefon. nigdy w realu, ale to jeszcze do zrobienia. przecież będziemy dorośli, będziemy zwiedzać świat. przyjaciele, wirtualni, przed którymi nie muszę udawać, nie potrzebuję kłamać. mimo wszystko, oni będą - zawsze i zawsze napiszą mi coś, co sprawi, iż na mojej twarzy pojawi się promienny uśmiech.
|
|
|
|