 |
cholernie prawdopodobne jest to, że o ile znajdziemy się w tym samym miejscu, miniemy się bez słowa, nie rozpoznając się. że zapomnimy - wymienione uśmiechy i wyznania, którymi się karmiliśmy. rozumiesz? zgnieciemy tą miłość, niczym niepotrzebną, zapisaną kartkę, po czym wyrzucimy ją do śmieci, jakby nie była kiedyś jedną istotną kwestią.
|
|
 |
dzisiaj, równo o jedenastej jedenaście pomyślałam życzenie. takie samo, jak zawsze. o Nim, o przyszłości, o nas. przypadkiem zerkając później na zegarek odczytałam dwie szesnastki. 16.16 = będziecie razem. akcja 'zbieram na leczenie' rozpoczęta.
|
|
 |
maksymalnie uwielbiam te dni, kiedy mamie zbliża się okres i dojebie się na cały dzień do tematu, powiedzmy naczyń nie włożonych do zmywarki. gdy w końcu po pół godziny sprzeczek kieruję się do siebie, zahaczając po drodze do sypialni taty, który ogarniając mnie wzrokiem mimowolnie mruczy pod nosem: 'ja też nie wiem, co Ona odpierdala'.
|
|
 |
jesteś jedyną osobą, przy której mogę spokojnie zamknąć oczy i wiem, co będziesz robił.. będziesz patrzył tym swoim zakochanym wzrokiem z uwielbieniem. będziesz mnie pilnował, będziesz dbał, aby nic mi się nie zdążyło za ten czas stać. za to też Cię kocham :*.
|
|
 |
you are so delicious, you are so soft, sweet on the tip of my tongue. you taste like sunlight
|
|
 |
to co czuje do Ciebie jest silniejsze niż nie jeden żywioł na świecie
|
|
 |
Nie ma takiego dnia bym o nim nie pomyślała. Po prostu siedzi w moim umyśle i sercu. Kurewsko chciałabym z tym skończyć, ale nie potrafię! Powoli zaczynam wariować. Każdy mi pierdoli o swoich problemach, jakby swoich mało miała. Tak naprawdę każdy w dupie ma jak ja się czuję, jak sobie radzę. Czy mnie to boli czy nie... Pierdole, mam dosyć! Pękło coś we mnie. Od dzisiaj WYJEBANE NA WSZYSTKO! [ maalaga ]
|
|
 |
a jak odchodził to bolało? nie kurwa, łaskotało i prosiło o więcej. [ net ]
|
|
 |
nawet dokładnie nie wiem, kiedy to się zaczęło, lecz pozostaje ta pewność, że nie skończy się. nie pamiętam dokładnie dnia w którym została u mnie na noc pierwszy raz i tego, jak przegadałyśmy ją do samego rana. nie mam pojęcia w którym momencie moi rodzice zaczęli traktować Ją, jak swoją drugą córkę, oraz z etapu na którym siedziała u mnie z wysuszonym gardłem przeszła na ten, gdy energicznie wstaje z pytaniem czy chcę herbatę. wie, gdzie podziałam komórkę, wymiennie z pen-drivem, co chcę na urodziny, te, kolejne i jeszcze następne. zna moje uczucia, choć staram się tak precyzyjnie je tłumić. wstaje o czwartej nad ranem i odrabia polski, i to wszystko jest tak pokręcone, i te pytania czy może w końcu iść się ogarniać do szkoły, na co odpowiada mi ciche chrapanie. sprzeczki? jasne, o kołdrę. patrzę w jutro, pojutrze, w kolejny miesiąc i jakoś nie ogarniam, że mogłoby Jej tam nie być. kocham Cię mocno, krasnalu.
|
|
 |
po kilku miesiącach znów tam poszłam. w miejsce, które kochałam, w którym uwielbiałam przesiadywać godzinami, czytać, myśleć. miejsce w którym z wolna zakwitała wiosna, a topniejący śnieg dawał się we znaki mocząc buty. na powrót się tam znalazłam - tam, gdzie do niedawna przychodziłam razem z Nim, tam, gdzie poznawałam Jego tajemnice, Jego usta, Jego uczucia. właśnie w tym miejscu, któregoś z pierwszych dni marca, płakałam, bo te drzewa, ta ławka, to wszystko - bez Niego było nie do zniesienia.
|
|
|
|