 |
boje się rano wstać, boje się dnia, codziennie rano boje się otworzyć oczy, ze strachu przed świtem, zupełnie nie wiem, co zrobić z nadchodzącym dniem. no nie moge. o, kurwa! mam niby jakieś obowiązki, a przecież – pustka, jakby zupełnie nie miało znaczenia czy wstane czy nie wstane, czy zrobie coś, czy nie zrobie, ja pierdole, higiena, jedzenie, praca, jedzenie, praca, palenie, proszki, sen. ja pierdole, kurwa.
|
|
 |
poruszyłaś we mnie coś, o istnieniu czego nawet nie wiedziałem. jesteś i zawsze będziesz częścią mojego życia. zawsze.
|
|
 |
kiedy raz pomyślisz o śmierci - to wróci, zawsze wraca. niczym narkotyk, najgorsze z uzależnień. powróci. w dzień, na spacerze, nawet we śnie. dopadnie cię wszędzie, niezależnie od tego, gdzie akurat będziesz.
|
|
 |
nie ma za czym płakać, teraz tylko będzie lepiej, niczego nie żałuje, a tym bardziej wiem, że ciebie
|
|
 |
to już za mną. nie ma nic prócz imienia, lecz i to dni ukradną
|
|
 |
myśli niespójne, warunkujące to dokąd pójdę, i kim będę później
|
|
 |
daj se spokój chłopaku, odpierdalasz komedię
|
|
 |
to, co w sobie mam tylko ciągnie mnie w dół
|
|
 |
czy to wokół jest tak zimno,
czy to we mnie coś gaśnie?
|
|
 |
a ja czuję, że w moim środku nie ma normalnego serca, to jakiś obcy podrób, rozdrapywany zardzewiałym widelcem. nigdy nie miałem zawału, ale to jest gorsze.
|
|
 |
najwyższa pora przeżyć czyściec. nie zaznaczyłaś, że cie tu nie będzie. ani głosu twego też nie.
niczym bóg, co niby był, a teraz go niby nie ma.
|
|
 |
wiem jak to jest gdy na niczym nie zależy, żyjesz, bo żyjesz, a tak naprawdę wciąż leżysz
|
|
|
|