 |
Jak włosy są długie, trzeba podciąć, jak krótkie - zapuścić, jak proste - zakręcić, a jak kręcone - wyprostować. — kobieca logika, proste.
|
|
 |
a może właśnie o to chodzi, żeby się wkurzać i kochać dalej?
|
|
 |
Mam wrażenie, że jestem pozbawiona warstwy ochronnej. Powoduje to, że wszystko bardzo przeżywam. Bardzo dotyka mnie rzeczywistość, bo życie to nie rurki z kremem. Jestem przewrażliwiona, ale to jednak nie oznacza, że te smutne momenty nie są przeplatane chwilami, gdy naprawdę jest cudownie.
|
|
 |
spacer, tak, właśnie tego mi było trzeba. z słuchawkami w uszach i szlugiem w kieszeni ruszyłam do lasu, by pobyć sam na sam z myślami, by poukładać w głowie cały ten bajzel. idąc nowymi ścieżkami po raz pierwszy uśmiechałam się sama do siebie, uśmiechałam się do wspomnień, do chwil, w których byłam szczęśliwa. rozglądając się dookoła, moją uwagę przykuła wysoka góra, której szczyt wydawał się tak odległy. nie myśląc długo, zaczęłam się na nią wspinać. krok za krokiem, omijając porozrzucane gałęzie, w końcu znalazłam się u celu. spoglądając w zachmurzone niebo, a następnie na rozciągający się widok bezkresu drzew, wzięłam głęboki wdech i krzycząc, że go kocham, poczułam się wolna. powiedziałam to, ogłosiłam całemu światu, że oddałam mu serce, że teraz bije, bo ma dla kogo.
|
|
 |
Jeżeli nerwica ma polegać na tym, ze człowiek pragnie dwóch, zupełnie sprzecznych ze sobą rzeczy naraz, to owszem, w takim razie jestem wariatką! Wiem, że przez całe życie będę się miotała pomiędzy różnymi, wykluczający mi się nawzajem pragnieniami.
|
|
 |
pokój wypełniony kojącymi bitami, które cicho obijają się o podrapane ściany. para unosząca się nad ulubionym kubkiem i roznosząca zapach owocowej herbaty. szarość za oknem, która nie poprawia samopoczucia, i pośrodku tego wszystkiego, siedzę ja. z nogami na kaloryferze, owinięta kocem i otulona setkami myśli, które z minuty na minutę zbliżają się do sfery zakazanej. jeszcze kilka godzin temu z uśmiechem na ustach wspominałam wczorajszy wieczór, a teraz? wszystko zniknęło, ponownie pozwoliłam by moje serce zwolniło, zmęczone zasnęło. nienawidzę siebie za to, ale znowu to robię, znowu sama komplikuję sprawy na pozór proste, znowu jestem niezadowolona, znowu moje życie mi nie odpowiada. potrzebuję zmian, poważnych i radykalnych. potrzebuję siły, odwagi i asertywności. potrzebuję, więc proszę, pokażcie mi gdzie mam szukać.
|
|
 |
jedno kłamstwo i tracisz wszystko.
|
|
 |
nie warto się narzucać, kiedy druga osoba ma Cię gdzieś. nawet, jeśli serce miałoby metaforycznie pękać.
|
|
 |
szłam sama leśną dróżką, otulona podmuchami wiatru, otoczona bezkresem nieba i smutkiem, jako wiernym towarzyszem. słyszałam ich głosy, które echem roznosiły się poza teren działki, widziałam w oddali jeszcze nikłe światełko lamp, które z każdym moim krokiem się oddalały. alkohol odebrał strach przed ciemnością, pozwalał iść dzielnie do przodu. jednak spowodował jeszcze jedno, kompletny chaos w głowie. tęsknota, rozżalenie, gniew, odrzucenie. wszystko to powodowało, że jedyne czego teraz pragnęłam, to znajome ciepło jego ramion. niestety, zamiast tego po prostu odpaliłam szluga i usiadłam na pobliskiej ławce. chciałam zniknąć, wtopić się w otoczenia i rozpłynąć. nie mogłam nawet płakać, jakby wszystkie łzy zostały już wylane. wiedziałam, że to nie jest mądre, siedzieć tak samej, że sytuacja z poprzedniej soboty może się powtórzyć, ale musiałam odpocząć, na chwilę pobyć w przyjemnej ciszy. przejeżdżający samochód poderwał mnie na nogi. czas wracać, czas znowu zacząć grę. poudawajmy.
|
|
 |
chcesz usłyszeć prawdę? to co widzisz, te popękane usta, te zielone oczy, te zniszczone włosy, to tylko powłoka, to iluzja, która ukrywa fakt, że od dawna, o tutaj, w środku, jestem martwa. oddycham, ale tlen nie dociera już do duszy. serce pompuje krew, która także omija tę sferę szerokim łukiem. wypaliłam się, całkowicie zatraciłam. zniszczyli mnie ludzie, którzy powinni dawać wsparcie, na których tak bardzo liczyłam. zamiast podać rękę, coraz bardziej spychali w otchłań nicości. wołałam o pomoc, ale udawali, że nie słyszą. żebrałam o okruszki uwagi, ale oni traktowali mnie jak powietrze. w końcu nie wytrzymałam, pękła we mnie tama, która spowodowała lawinę. nie miałam jak się bronić, nie mogłam sobie poradzić. umarłam, zabiłam duszę, która wydając ostatnie tchnienie, zostawiła na ziemi pustą skorupę, nie umiejącą kochać, nie potrafiącą żyć.
|
|
 |
mówiłam,że znajomość z nimi zostanie definitywnie zakończona,że nie wnoszą nic dobrego do mojego życia,że swoją obecnością powodują jedynie zamęt i niepokój.no właśnie,mówiłam.bo jak mam powiedzieć 'nie',kiedy wystarczy mi jeden wieczór z nimi,a ja wracam do domu z głową pełną wspomnień i humorem,który wzrasta wysoko,ponad normę.jak mam wyprzeć się tych chwil,które dają tyle radości.z nimi mogę płakać z nadmiaru śmiechu.z nimi mogę prowadzić poważne rozmowy,gdy alkohol we krwi rozwiązuje nam języki.z nimi nie muszę bać się zimna,bo mam świadomość,że ktoś zawsze obdaruje mnie kurtką.z nimi mogę siedzieć nad ranem na rynku i jeść pączki,które niedawno kupili w piekarni.z nimi mogę pić shot za shotem i patrzeć jak pomału odpływam.z nimi,przez ten jeden wieczór,mogę wszystko,mogę czuć się w pewien sposób akceptowana,mogę czuć się jedną z nich.tylko potem nastaje ranek i wszystkie uczucia siedzące we mnie jeszcze kilka godzin wcześniej,uciekają.znowu staje się pustą w środku dziewczyną.
|
|
|
|