 |
Spać. Przespać rok, siedem lat.
|
|
 |
Przykazania? Już najmłodsi nie traktują ich poważnie. Wysadźmy się w powietrze dziś w centrum o szesnastej. Razem raźniej, życie depcze wyobraźnię.
|
|
 |
Serce nie sługa przecież i nie chce słuchać przekleństw i nie chce widzieć łez, i nie bądź smutna więcej.
|
|
 |
I nawet kiedy wracam do domu życiem zmęczony, mam Ciebie. Jesteś mostem jedynym nie spalonym. Chce poznawać Cię co dzień od nowa z góry na dół, jesteśmy jak planety nic nie zakłóci układu.
|
|
 |
Spójrz mi w oczy i powiedz, że jestem dla Ciebie coś warty. Że łączy nas coś więcej, niż pociąg do anarchii.
|
|
 |
Widziałam tyle łez, słyszałam tyle westchnień..
Tyle razy nie chciałeś mnie, a ja wciąż jestem.
Uciekasz ode mnie, potem zawsze wracasz.
Powiedz, kochasz? Czy tylko czasem lubisz płakać?
|
|
 |
Strach, widzę go w twoich źrenicach.
I nie wiem, boisz się bardziej mnie, czy pustego życia?
|
|
 |
To co we mnie kochasz zwykle staje się przekleństwem.
|
|
 |
I nie wiem.. W sumie byle usnąć. Tu gdzie 'żegnaj' znaczy tyle co do zobaczenia jutro. Chcę czuć to, nie chcę brnąć w beznadziei. Po omacku szukam twoich rąk w zimnej pościeli.
|
|
 |
Daj mi usnąć, nawet na wieczność, bo sny wyblakły
Moja pustko, zapomniany malarzu bez farby
Wybacz mi obojętność, gdy znów rozlewam smutek
Kreśląc palcami przeszłość, która nie daje uciec
Połam sztalugę, malarzu
Upij się naiwnością, rozmazuj nią szarość i ostrość obrazu
Aż kontur pejzaży spowije mgła
Pij do dna, malarzu, do dna...
|
|
 |
Spójrz w me oczy, które jeszcze walczą, chwyć mą dłoń,
która jeszcze chwilę temu odbierała oddech gardłom
Chodźmy w jasność, w blask, który wypali obrazy
I naucz się znów marzyć rozlewając karmazyn
|
|
|
|