 |
taka piękna jak nigdy nikt, ciężko być niewinnym, kiedy siedzisz obok i patrze na Ciebie, i kiedy wzrokiem mierzę Cię, Ty wtedy uśmiechasz się i gasną w sekundę te gwiazdy na niebie
|
|
 |
ja sam też gasnę w sekundę, kiedy powoli gubię się z ubrania, przygotuj się na następną rundę, bo nie wypuszczę Cię stąd do rana
|
|
 |
pierwsze promienie słońca przebijają się przez zasłonięte żaluzje, lekko otwieram powieki i widzę Ciebie. jak zawsze uśmiechnięty, z przyzwyczajenia obie dłonie trzymając w kieszeniach, kroczy w moim kierunku. po chwili, ostrożnie wyciągając swoją dłoń, nadal nie czuję uścisku. znów delikatnie dłońmi przecieram oczy, widzę jak nadal unosi kąciki swoich ust, jak na nowo z zafascynowaniem mi się przygląda. podchodzę bliżej, chcąc jak dawniej wtulić się w Jego bluzę. w przeciągu chwili, kilku sekund, znika, rozpływa się jakby w powietrzu a do mnie dociera, że znów, po raz kolejny, był jedynie wytworem mojej marnej, i czasem zbyt wybujałej wyobraźni. / endoftime.
|
|
 |
znów do domu wracam jedynie na noc, pięściami uderzając o ścianę, ze spokojem patrzę na ślady krwi. na dłoniach zauważasz solidne rany, kolejne szwy, lecz nie miej do mnie pretensji, że w twoich oczach na nowo dobijam dna, to pierdolony nawyk, bo kiedy wciągam, życie odczuwam jakby dwa razy lepiej. / endoftime & Berger.
|
|
 |
mam pistolet, dwa naboje i nas dwoje
|
|
 |
za każdym razem coraz bardziej mnie pociągasz
|
|
 |
nie wiem jak Ty, ja nie mam bólu wcale, rap nie zabrał mi nic, to ja mu wszystko zabrałem
|
|
 |
a ci co odeszli nie powrócili, jest cisza
|
|
 |
szkoda, że potrafisz tylko się zmieniać w chuja
|
|
 |
uczciwość? ją tutaj rzadko można spotkać
|
|
 |
stój, popatrz w przód tak bez złudzeń
|
|
 |
najbardziej zakłamana kurwa chce pouczać o zasadach
|
|
|
|