 |
|
Wszyscy, których znam
Potrzebują miłości jak lekarstwa
Jak przeziębienie
Którego nigdy nie można lekceważyć
Mojemu ukochanemu i mnie
Brakuje tego samego
Wszyscy chorujemy na tę chorobę
Niedostatek miłości
|
|
 |
|
To są blizny,
Głęboko wewnątrz Twego serca,
To miejsce, gdzie się urodziłaś.
To jest przepaść,
Gdzie większość Twej duszy
Rozdzierając się, zmierza
Ku miejscu, gdzie byłaś tak poraniona.
|
|
 |
|
Szpilki, bo sexowne. Nike, bo wygodne. Słowa, bo wieloznaczne. Czyny, bo znaczące. Miłość, bo uzależnia. Obojętność, bo bezpieczna.
|
|
 |
|
Uświadom mnie prosze . Kim dla Ciebie jestem?
|
|
 |
|
gwałcę uśmiechem, demoralizuję spojrzeniem ! ;D
|
|
 |
|
miło mi Cię, pustko gościć w moim sercu. zaparzyć herbaty?
|
|
 |
|
pojechali na Jego motorze w środku mroźnej, bezwietrznej nocy, w nieznane. pruli przed siebie, a adrenalina pulsowała rytmicznie w ich skroniach, jak po wypiciu butelki drogie alkoholu. śnieg zmysłowo osiadał na ich ciała. starała się złapać płatki śniegu na język jak za czasów kiedy była kilkuletnią dziewczynką. On brał ją na barana, żeby była bliżej nieba. żeby ułatwić jej łapanie, małego, białego szczęścia.
|
|
 |
|
lubię przy Tobie palić. lubię mieć przy sobie, dwa uzależnienia w jednym pakiecie. uwielbiam, się z Tobą całować, kiedy w moich płucach subtelnie buszuje nikotynowy morderca. kocham, kiedy z frustracją oczach, prosisz, żeby zgasiła, tłumacząc, że chcesz mieć mnie przy sobie najdłużej jak to możliwe.
|
|
 |
|
możesz zabrać mnie do domu i przywiązać do blatu stołu, aby mieć pewność, że Ci nie ucieknę. wystarczy filiżanka kawy od czasu do czasu, a będę wniebowzięta. więcej wymagań nie posiadam. będę Twoim eksponatem, który będziesz pielęgnował. Twoją ołtarzykiem do którego będziesz się prymitywnie modlił. będę Twoim wszystkim.
|
|
 |
|
lubię Cię nawet bardziej niż żelki i czekoladę :*
|
|
 |
|
pamiętam jak zagapiliśmy się jadąc busem i nie wysiedliśmy tak gdzie trzeba. kiedy w środku nocy pałętaliśmy się po zupełnie dla nas obcym, mieście. wlokłeś moje ciężkie bagaże i nie pozwalałeś mi ich nawet dotknąć, twierdząc, że nie mogę się przemęczać. doskonale pamiętam, że byliśmy bez grosza na drogę powrotną. właśnie wtedy sprzedałeś ten swój, ukochany bilet z tego pamiętnego meczu, który nosiłeś ze sobą w portfelu od lat, strzegąc jak oczka w głowie. pamiętam, kiedy za resztę kupiłeś paczkę moich ukochanych żelek i nad jakiś obcą nam rzeką, na rozświetlonym wieczornymi lampami moście, siedzieliśmy, udając, że jemy wykwitną kolacje w jakiejś restauracji. machałam beztrosko nogami, dotykając opuszkami stóp lodowatej wody. Ty tylko słodko, przepraszałeś, że nie jesteś w stanie jej ogrzać.
|
|
 |
|
pamiętam, kiedy specjalnie dla Ciebie udawałam krnąbrną blondynkę nie potrafiącą matematyki. tylko po to, żebyś mógł mi z tym stoickim spokojem, uroczo jak nikt inny pod słońcem tłumaczyć równania matematyczne.
|
|
|
|