 |
|
Mam taki burdel w głowie, że chyba zaraz mi się dziwki tam zalęgną.
|
|
 |
|
Czekam. Tylko na co? Na coś liczę i czegoś oczekuję. Dosyć chore to wszystko. Każdego dnia próbuję ogarnąć to, co się dzieję. Ten pierdolony bałagan zabija mnie coraz bardziej, nie pozwala normalnie żyć. Nie mam jebanego pojęcia co ja robię ze swoim życiem.
|
|
 |
|
Wpadł do mnie któregoś wieczoru. Bez pukania wszedł do mieszkania, po czym skierował się wprost do mojego pokoju. Rozwalił się na łóżku, ówcześnie stawiając na szafce nocnej butelkę wina. Nie reagował w żadnym stopniu na moje pytające spojrzenia. Dopiero, kiedy złapałam Go za podbródek, przyciągnął mnie do siebie i nachalnie pocałował. - Cześć, przyszedłem zdobyć Twoje serce. - mruknął łapiąc oddech.
|
|
 |
|
Zastanawiałam się czy ja sama, go nie wyidealizowałam, nadając mu nie wiadomo jakie cechy.
|
|
 |
|
Drogi rozumie, przepraszam że Cię nie posłuchałam. Serce już spotkała kara, jest złamane.
|
|
 |
|
A gdyby tak namalować świat kolorami
Schować pomiędzy słowami, tak tylko pomiędzy nami
Za oceanami fraz, upić marzeniami, zgubić czas
Tańcząc ze wskazówkami, śmiać mu się w twarz
I pragnieniami sięgnąć gwiazd i dotknąć nieba
Nie bać się i zabić strach, topić w blasku spojrzenia
|
|
 |
|
Chciałbym znaleźć taką książkę, a w niej odpowiedzi
O tym co siedzi w was, o czym ten świat do mas bredzi
Księgę wiedzy, która pozwoli mi pojąć
Zrozumieć dokąd gonią strzępki ludzkich sumień
Po co nadziei strumień kierują w stronę cienia
Dlaczego? przecież nadzieja ostatnia umiera
Ukryta przez pokolenia księga zrozumienia
Znalazłem ją, w niej puste kartki, nic nie ma
|
|
 |
|
A gdybyśmy uciekli gdzie nikt nigdy nie był?
Zaczęli od początku już nie patrząc na potrzeby
By przebić ten mur chmur przebyć niebyt niemych
Bzdur, przeżyć moc, przeżyć tak aby przeżyć
Tu, wierzyć w cud przeciąć łańcuch i więzy
Zwyciężyć ból, mieć dom swój na krańcu tęczy.
Tam gdzie księżyc jest jedyną latarnią
A noc międzyplanetarną podróżą w normalność
|
|
 |
|
W jednej chwili szybujesz po niebie , w następnej stoisz w deszczu i patrzysz na rozpadające się życie
|
|
 |
|
[cz.2]'-powiedziałam,trzymając się za klatkę piersiową,i próbując się uspokoić.po chwili wycofała się-chwilę potem zniknęła już za drzwiami,a ja z sekundy na sekundę czułam się coraz lepiej.to niesamowicie chore,jak serce może działać na widok osoby,która wyrządziła nam tyle złego.||kissmyshoes
|
|
 |
|
[cz.1]w końcu do mnie przyszła-wiedziałam, że nie odpuści.'z chęcią bym Ci wyjebała teraz'-powiedziała,nie mając pojęcia jak zacząć rozmowę.spojrzałam na Nią obojętnie,po czym wrednie odpowiedziałam:'spróbuj'.chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewała.'chyba musimy pogadać'- wydusiła w końcu z siebie coś choć trochę sensownego.'o czym?'-syknęłam.'o Nim,i o tym co się stało'-odpowiedziała.nagle poczułam jakby serce zaczęło walić mi milon razy szybciej niż zawsze.to nie był ten moment,nie ta chwila na wspominanie zmarłego przyjaciela.nie mogłam złapać powietrza,a w sobie czułam miliony wspomnień,emocji i żalu-do Niej,i do Niego.'wyjdź'- wydusiłam z siebie.'Żaklina,wszystko dobrze?'-podeszła do mnie przestraszona.napiłam się wody,po czym próbowałam ochłonąć.nagle krzyknęłam w Jej kierunku:'wyjdź, bo Cię zapierdolę'. patrzyła na mnie z przerażeniem.'Ty mi tego nigdy nie wybaczysz'-powiedziała, patrząc na mnie smutnymi oczami.'nigdy,kurwa.nigdy'-
|
|
|
|