 |
|
wiesz dlaczego nikogo nie mam? bo nikomu nie daje szansy, wszystkich porównuje do niego.
|
|
 |
|
i nie udawaj takiej świętej, bo każda z nas ma w sobie coś z dziwki.
|
|
 |
|
to ja jestem tą wredną i cyniczną panną, to ja gram ludziom na nerwach. to ja mam w dupie opinie innych. to ja mówię głośno o tym co myślę. to ja mówię o tym co mi się podoba, a co nie. to ja według Ciebie jestem tą złą. tak to ja mam wylane na Twoją opinię na mój temat.
|
|
 |
|
kiedyś były nierozłączne, potrafiły rozmawiać ze sobą od momentu kiedy tylko otworzyły oczy, do momentu w którym zamykały je, by przywitać kolejny dzień. łączyła Je przyjażń, wystarczyła jedna kłótnia, jeden dzień, by wszystko się zmieniło. niestety - jeśli chodzi o stracone zaufanie, nigdy już nie będzie tak jak dawniej, a efekty straconego zaufania można odczuć każdego dnia.
|
|
 |
|
mimo wszystko - najbardziej chcę TWOJEGO szczęścia.
|
|
 |
|
a na pytanie jaki sport uprawia odpowiedział: ćpam sportowo. nawet ładnie to brzmi. uprawiam ćpuński sport. nie, to nie efekt przeczytanej książki. to efekt jego życia.
|
|
 |
|
wiesz co to kolejny dzień bez Ciebie, a ja już nie chcę tak. kiedyś tak blisko, a teraz tak daleko. miliony niewypowiedzianych słów, które ciągle słyszę w głowie. i kolejne smutne wersy o Tobie.
|
|
 |
|
wiesz co to kolejny dzień bez Ciebie, a ja już nie chcę tak. kiedyś tak blisko, a teraz tak daleko. miliony niewypowiedzianych słów, które ciągle słyszę w głowie. i kolejne smutne wersy o Tobie.
|
|
 |
|
kochałam to spojrzenie, choć każda inna osoba łącząc z nim swoje, szybko odwracała wzrok drżąc lekko. kochałam, pomimo wszelkich ostrzeżeń, które jasno mówiły o tym, że Jego oczy, te zespojone ze sobą kryształki w odcieniu szmaragdu, mnie zniszczą.
|
|
 |
|
przyglądał się moim ruchom przez ramię. - postęp. - rzucił, a Jego klatka piersiowa przylegająca do moich pleców uniosła się kilkakrotnie ze śmiechu. - przestań, dopóki nie spróbujesz. - szturchnęłam Go łokciem w brzuch, biorąc w dłoń naczynie z masą i nalewając trochę do gofrownicy. przykryłam je wierzchem sprzętu. - naszykuj jakieś dżemy, czy coś. - poleciłam Mu. obrócił mnie ku sobie nawijając sobie kosmyk moich włosów wokół palca. - dżemy, czy coś? - mruknął zaczepnie. - przyjdzie czas... - nakarmił mnie pocałunkiem napawając cholerną pewnością, że gofry na które przepis w końcu rozkminiłam nie będą w najmniejszym stopniu smakować tak perfekcyjnie, jak Jego usta.
|
|
 |
|
w tej niespełna minucie przelał mi do świadomości zasady na kolejne zagranie w tej grze. wypuszczając chmarę ciepłego oddechu na płatek mojego ucha zapowiedział, że nie potrzebuje szczęścia, a chce po prostu żyć, z czym beze mnie nie da rady.
|
|
 |
|
nie znoszę jesieni, bo kiedy tylko założę coś cieńszego od razu napierdala mnie gardło, jest zimno, ciągle marzną mi palce, niekiedy nieruchomiejąc do tego stopnia, że stają się najzupełniej bezużyteczne. nie znoszę jesieni, bo to główny natłok sprawdzianów, prac klasowych i innych w ten deseń. nie znoszę, bo to jesienią się pojawił, jesienią mnie w sobie rozkochał, jesienią oddałam Mu serce, jesienią odszedł.
|
|
|
|