 |
|
- Bądź wyrozumiały, masz tu rannego żołnierza kurwa. / Ja&Rafał. ♥
|
|
 |
|
- Martwię się - ja też - ale o Ciebie - wiem, ja też. / Ja&Rafał. ♥
|
|
 |
|
Czemu ryczysz idiotko? Przecież sama tego chciałaś.
|
|
 |
|
Weź tą dziwkę za rękę, czy za nogę, jak wolisz - jej to pewnie obojętne, i spieprzaj z mojego horyzontu. [ciasteek]
|
|
 |
|
Wiesz czego pragnę? Że w końcu wszystko było okej. Żebym mogła zasypiać z myślą że jestem cholernie szczęśliwa, że już na drugi dzień znów będę mogła Cie zobaczyć, przytulić, złączymy swoje słonie i powiemy ile dla siebie znaczymy. Bym mogła nosić twoją za dużą dluze, która przesiąknięta będzie twoim zapachem. Byś smiał się ze mnie gdy palnę jakąś głupote, by siedząc Ci na kolanach bawił byś się moimi włosami. Po prostu bądź, zostań, i nie odchodź. [Jamaika.♥]
|
|
 |
|
Moim zdaniem przyjaźń jest najważniejsza. To po prostu cos cudownego, wyjątkowego, jedynego. Co miłe jest mieć przyjaciela, który zawsze jest przy mnie, w każdej chwili ma dla mnie czas by sie zwierzyć, pocieszyć, albo po prostu wygadać się. Taki wyjątkowy człowiek potrafi zmienić osobę smutną w kilka chwil na osobę wesołą, radosną, z chęcią życia. To cudowne. [Jamaika.♥]
|
|
 |
|
onajestkurwa, dzięki wielkie za pomoc, chemiczko Ty. :D
|
|
 |
|
wziął Ją za rękę i prowadził ku słońcu rytmem przyspieszonego bicia swojego serca.
|
|
 |
|
- naprawdę chcesz tu być? patrzeć na nich wszystkich, zalanych do nieprzytomności, krzyczących, wygłaszających chore teorie polityczne, pierdolących co popadnie? - zagadnął sunąc lekko opuszką palca po moim udzie. - wiesz, że nie. - mruknęłam cicho przyglądając Mu się kątem oka. - chodź. - złapał moją dłoń wstając i pociągał za sobą. wyszliśmy na zewnątrz zostawiając na progu dwie puszki po piwie. prowadził mnie w milczeniu, kilka razy skręcił, aż doszliśmy do skraju lasu. - dobrze się czujesz? w środku nocy tu?! - szepnęłam Mu do ucha, jednak zacisnął tylko mocniej palce na mojej dłoni. - zaufaj mi. - w odpowiedzi jedynie wtuliłam się w Jego bok, a On czule przygarnął mnie do siebie. a potem usiadł na ziemi opierając się plecami o drzewo, wziął mnie na kolana i był tylko Jego gorący oddech ocieplający chłód nocy. a echo muzyki, mrówki gryzące nas po nogach czy dziwne wycie - były tak daleko od skupiska mojej uwagi, która skumulowała się w Jego źrenicach odbijających blask księżyca.
|
|
 |
|
nielegalne wyścigi, fajki, mocniejsze środki - a boi się pokochać.
|
|
 |
|
- chodź z nami, ej. - zagadnął znajomy ciągnąc mnie za łokieć, kiedy już miałam skręcać do domu. - nie idzie z nami. - burknął mu w odpowiedzi On żegnając się ze mną. - niech, kurwa, sama zadecyduje, co? wolność wyboru. jak chce iść, to niech idzie, proste. idziesz? - wyskoczył ziomek, a ja rozerwana pomiędzy nimi dwoma w końcu zdecydowałam. - idę. - postanowiłam wciskając dłonie w kieszenie bluzy i przypatrując się Jego reakcji. roziskrzone z wkurwienia źrenice mierzyły mnie wściekle. odciągnął mnie trochę do tyłu. - nie pozwolę Ci się niszczyć. idziesz z nami, ale nie pozwolę, żebyś coś wzięła. nie skończysz tak, jak ja, jak oni, rozumiesz?! nie pozwolę Ci... nie Tobie. - syknął, po czym ogarniając się przyspieszył kroku doganiając resztę. - ja pierdole! muszę lecieć. wzywają na obiad. nadrobimy kiedyś. - łgałam, zawracając i w między czasie przyjmując jeszcze Jego czułe spojrzenie i bezgłośne 'dziękuję'.
|
|
 |
|
zwyczajnie doszłam do etapu w którym chcę odpocząć. usiąść ot tak na krawężniku, i przeczekać. odetchnąć, wziąć głębsze oddechy, pomyśleć. mam dość walki z myślami, walki z Nim, z życiem. dość wyrzutów o to, że nie walczyłam do końca, że tamtego wiosennego popołudnia tak po prostu zgodziłam się na koniec tego, co nas łączyło.
|
|
|
|