 |
I nie będę siebie oszukiwać . nikt nie jest w stanie Ciebie zastapić
|
|
 |
miałaś kiedyś tak, że specjalnie wracałaś w miejsca które Ci się z nim kojarzą? że czytałaś sms zachowane z sierpnia, że wszędzie szukałaś jego zapachu, jego spojrzenia i jego głosu, miałaś tak, że za każdym razem gdy wracały wspomnienia zwijałaś się z bólu, miałaś tak, że oszukiwałaś cały świąt i wmawiałaś innym, że masz wyj**ane? miałaś kiedyś tak, że po pewnym czasie nie umiałaś już płakać? tylko czułaś takie okrpone uczucie w środku, żyłaś kiedykolwiek ze świadomością, że to było najlepszym co przydarzyło Ci się w życiu i sama przyczyniłaś się do zakończenia tego? no właśnie, nie miałaś tak, więc nie mów mi ,że rozumiesz.
|
|
 |
tęsknisz? - tylko wtedy gdy oddycham
|
|
 |
Tęskniła.
Tęskniła za nim nieustannie. Oprócz pragnienia odczuwała tylko to jedno: tęsknotę. Ani zimna, ani ciepła, ani głodu. Tylko tęsknotę i pragnienie. Potrzebowała tylko wody i samotności. Tylko w samotności mogła zatopić się w tej tęsknocie tak, jak chciała.
Nawet sen nie dawał wytchnienia. Nie tęskniła, bo śpiąc się nie tęskni. Mogła tylko śnić. Śniła o tęsknocie za nim. Zasypiała ze łzami w oczach i ze łzami się budziła.
|
|
 |
"... potem, przez następne miesiące wydawało mi się, że żyję za karę. Nienawidziłam poranków. Przypominały mi, że noc ma swój koniec i trzeba znowu radzić sobie z myslami..."
|
|
 |
Jedyne co wiem na sto procent, że tamta dziewczyna to same kłopoty.
|
|
 |
Byliśmy młodzi i piękni, a teraz co, tacy dorośli?
|
|
 |
Daj mi się wpisać do jej złotych myśli, bo mam ich tyle, że nie śnisz.
|
|
 |
Mieliśmy tazosy i żółte simensy, byliśmy młodzi i piękni, jedliśmy nic, albo mało, z domu wyganiała nas piłka i błękit.
|
|
 |
Patrzy spokojna, chłodna, bo jest do tornad zdolna.
|
|
 |
Nie wiem co za klub to, tłok, lufa za lufą, krok w tył i pół w bok, sport, oblewam się wódką, shot, ona szarpie moją kurtką, blond włosy spięte gumką, złość, stop, odpycham ją mówiąc: dość, idziesz albo koniec - krzyczy, ja ledwo stoję, spity śmieję się do niej, słyszysz, rzuca we mnie szkopek łychy, jak gaszony płomień syczy i znika jak w piątek dychy.
|
|
 |
To co mieliśmy rozszarpane na pół.
|
|
|
|