 |
kiedyś o mnie zapomnisz tak jak zapomina się jak smakowała wczorajsza kawa, albo tak jak zapomina się o zeszłorocznym śniegu. zapomnisz jaki ból był wymieszany z pierwiastkami szczęścia i jak przyśpieszał oddech. zapomnisz pojedyncze słowa, gesty, myśli. wszystko uleci z ciebie jak życie z człowieka przejechanego przez ciężarówkę. i okaże się, ze scenarzysta, który to wszystko poskładał w swej malej główce, nie zrobił kariery, nie zarobił milionów, a zamarzł w parku z butelka taniego wina w ręku. Ty kiedyś zapomnisz jak smakowało moje imię. oddasz serce w depozyt komuś innemu, komuś lepszemu. szczęście wypełni cię po brzegi, od paznokci u stop do końcówek rzęs. życzę ci tego, wiesz. i będziesz żyć w spokoju, łykać złudzenia w pigułkach każdego pojedynczego ranka. ale nic nie będzie takie samo jak te nasze chwile. jak nasza samotność we dwójkę, jak nasze bycie razem ale osobno./ [?]
|
|
 |
stałam na przystanku, chroniąc się przed deszczem. czekałam na autobus, jechałam do kumpla. obok mnie stał jakiś chłopak, na głowie miał kaptur. ciekawe kto to ? - pomyślałam. nie ważne, nie będę sobie zawracać głowy. spojrzałam na zegarek. jeszcze 10 minut. jak zwykle przyszłam za wcześnie. zdążę jeszcze zapalić. wyjęłam fajke, zaczęłam szukać zapalniczki. cholera jasna, zawsze zapomnę. zwróciłam się do tego dziwnego kolesia. - Masz ognia ? - nie zareagował. - Hej, do ciebie mówię ! - wtedy się odwrócił. spojrzałam na Jego twarz. serce mi stanęło. te oczy. Jego oczy. oczy mojej pierwszej miłości. - Mam. - powiedział, po czym zapalił mi papierosa. - Dzięki.. - wydukałam wciąż zszokowana. uśmiechnął się do mnie, sprawiając, że jeszcze bardziej nie mogłam ogarnąć myśli. chciałam zapytać co u Niego, tyle czasu sie nie widzieliśmy... ale nie zdążyłam. nadjechał Jego autobus. wsiadł, spojrzał na mnie przez szybę. odjechał. znów mnie zostawił, stojącą z otwartymi ustami./nieswiadomosc
|
|
 |
wpatrywał się we mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami. ujrzałam w nich blask, nie potrafiłam jednak przypisać mu konkretnego znaczenia. ujął moją twarz w swoje ciepłe dłonie. zmusił do patrzenia sobie w oczy. przełknęłam ślinę. był taki kochany. ale ze mnie idiotka. jak mogłam Mu to zrobić ? spuściłam wzrok, nie chcąc dać upustu łzom, które piekły mnie pod powiekami. wszystko skręcało się we mnie, ból przeszywał mnie na wskroś. nie ból fizyczny. moja dusza cierpiała. jak mogłam skrzywdzić tak dobrego człowieka ? - Przecież wiesz jak mi na Tobie zależy. Proszę, powiedz mi wszystko. Postaram się zrozumieć. - wyszeptał nagle. nie odpowiedziałam. wiedziałam, że to zraniło by go do głębi. nigdy sobie nie wybaczę. ostatnią rzeczą jakiej pragnę, jest powiedzenia Mu prawdy. - Przepraszam. - powiedziałam, po czym wzniosłam się na palce, by pocałować Go delikatnie. odsunęłam się, spojrzałam Mu w oczy...i odeszłam. pewnie dopiero po chwili zorientował się, że na zawsze. / nieswiadomosc
|
|
 |
nie mogłam już tego znieść. tej pieprzonej bezradności, z którą nie mogłam walczyć. nieprzerwany tok myśli na ten temat, wcale mi nie pomagał. nie odważyłabym się teraz zasnąć. nie po tym co się stało. musiałam zachować trzeźwość umysłu. cholera, jakie to wszystko było trudne. nie spędzę ani minuty dłużej w tym domu - postanowione. zebrałam swoje najpotrzebniejsze rzeczy. wiele ich nie było. tym lepiej. była 4 nad ranem. wyszłam, moje ciało ogarnął chłód letniego poranka. doszłam do centrum miasta, usiadłam na murze. była 6 rano kiedy wysłałam mu sms :potrzebuję Cię. mur przy Wolności 23. przyszedł za 10 minut. objął mnie, wyganiając resztki chłodu. razem patrzyliśmy na wschód słońca. nie pytał o nic, czekał aż sama pęknę i wyleję z siebie to co mnie dręczy. za to Go właśnie kochałam. / nieswiadomosc
|
|
 |
nieposkromiona chęć zemsty, za to, że ona jednym machnięciem dupą, zdobyła to, na co Ty pracowałaś miesiącami. / nieswiadomosc.
|
|
 |
bycie nieświadomym, to czasem jedyny sposób na bycie szczęśliwym. / nieswiadomosc
|
|
 |
gdybym miała w dłoni nóż i możliwość wyboru między Tobą i Twoim sercem, nie wiem co bym wybrała. serce przynajmniej mogłabym sobie obramować i powiesić na ścianie. serce nigdy nie przelizałoby się z inną. mogłabym sobie je tulić do woli i nie narzekałoby, że już nie może oddychać od nadmiaru uścisków. jedynymi wadami wyboru jego zamiast Ciebie byłby fakt, że ten nędzny mięsień nie byłby w stanie powiedzieć mi, że mnie kocha. o zabraniu na zakupy, nie wspominając.
|
|
 |
a za te Twoje cudowne dołeczki w policzkach byłabym skłonna oddać parę swoich ulubionych butów. a w moim mniemaniu to całkiem sporo poświęcenie jak dla faceta, więc doceń.
|
|
 |
wolałam kłamać, że jesteś mi obojętny. bo ludzie na których nam zależy, odchodzą najszybciej.
|
|
 |
rzuciłeś mnie na łóżko, skrupulatnie całując moją szyję. Twoje ręcę badały każdy centymetr mojego ciała, a Twój oddech przesiąkał do cna rozkoszą. właśnie wtedy zrozumiałam, że kochasz moje ciało. tylko je. że dusza czuje się ewidentnie pominięta. żałuję, że się nie myliłam. żałuję, że kiedy doszłam do owego wniosku i chciałam po prostu wstać i wyjść, Ty mi na to nie pozwoliłeś. i dokończyłeś miłość. miłość względem mojego ciała. wbrew mojej duszy.
|
|
 |
z własnej inicjatywy tracisz kogoś kto był dla Ciebie wszystkim. udając przed samą sobą, że sobie bez niego poradzisz - zrywasz bo nie jest dość dobry. właśnie wtedy zaczynasz się dusić, jakby ktoś jednym przecięciem odciął Ci dopływ tlenu. właśnie wtedy na klatkę piersiową spada Ci gigantyczny głaz, a Ty nie wychodzisz z pokoju, łudząc się, że po za nim jeszcze dogłębniej będzie do Ciebie dochodzić, że jego już nie ma.
|
|
|
|