|
Ponownie się poddaje i odpuszczam walkę o siebie i o życie? Nie, chyba nie. Po prostu wysiadam momentami bardziej niż powinnam, tracę chwilowy dystans do siebie i życia, ale nie mówię jeszcze tego stanowczego stop, bo w głębi duszy liczę na jakąś zmianę. Na jakiś przełom, który mógłby nastąpić w moim życiu. Jednak mam świadomość, że to nie nastąpi zbyt szybko, bo za dużo jest tego wszystkiego. Za dużo bezsilności we mnie i zbyt mało wiary w to, że chcę i potrafię coś osiągnąć. A nie mogę ponownie robić czegoś wbrew sobie i pod dyktando innych, bo to się nie uda, nie wyjdzie tak, jak powinno. Przecież to byłaby porażka po całości. Gdybym miała właśnie teraz osunąć się na ziemię i poddawać w tak łatwy, a zarazem skomplikowany sposób. Bo nie chcę tego robić, nie chcę się poddawać, chcę iść dalej przez życie, ale to jeszcze nie ten moment, kiedy porzucę wszystko co wraca do mnie, co sprawia, że tak łatwo rezygnuję z marzeń. Bo przecież na wszystko musi być czas.
|
|
|
Nie, nie mogę mu ulec po raz kolejny. Nie mogę sobie na to pozwolić po naszej ostatniej rozmowie. Co z tego, że ja dałam swoje warunki, a on zwyczajnie powiedział, że musi wszystko przemyśleć, że napisze za jakiś czas? Nic, kompletnie nic z tego nie ma, ponieważ nie odzywał się przez tydzień. I nagle dzisiaj postanowił się odezwać, tak nagle mówiąc, że nie mógł wcześniej pisać. Ale co mnie to tak naprawdę obchodzi? Już nic. Bo dał mi wyraźnie do zrozumienia, że dla niego nasza znajomość nic nie znaczy. Ja oczekuję jednego, on zaś drugiego. Jednak skończyło się moje pobłażanie. Nie będę tkwić dłużej w znajomości, która nie ma żadnej przyszłości. Skoro po przeszło trzech latach on wciąż nie jest gotowy zadzwonić, ani przyjechać, to mówię sobie dość i idę inną ścieżką. Taką gdzie nie będzie miejsca dla niego. Ostatecznie to zostało zakończone.
|
|
|
To nie miało tak prawa się ułożyć. On nie miał prawa zagościć na dłużej w moim życiu, a jednak pozwoliłam mu na to. Dziś mam do siebie o to pretensje, bo nie wiem czemu tak zrobiłam, nie wiem czego chciałam. Czy może brakowało mi jakiejś bliskości i miłości? A może pragnęłam za wszelką cenę przyjaźni, aby nie czuć się samotna pomimo, że miałam wtedy już kogoś? Od przeszło trzech lat szukam odpowiedzi na te pytania i wciąż nie mogę ich znaleźć. Zaczynam się coraz bardziej w tym gubić, bo ciężko mi zrozumieć czego ja naprawdę chciałam wtedy od życia. Dlaczego go wpuściłam do swojego serca, skoro wiedziałam już wtedy, jak ludzie potrafią ranić i zdradzać. Może gdybym nie popełniła wcześniej błędu z wybaczeniem zdrady, to nie dopuściłabym nowej osoby do swojego życia, ale zrobiłam to. I muszę dziś płacić za to bardzo wysoką cenę. Muszę zmierzać się z tym wszystkim co się ze mną od środka dzieje. Muszę walczyć z myślami, jak i swoją słabością. Muszę uważać na każdy ruch, który popełniam.
|
|
|
Hałas przedziera się przez moje serce. Coś toczy we mnie walkę. Tak, to uczucia i niespełnione marzenia. Ponownie uderzają w moją podświadomość i komunikują mi o tym co robię źle, jak dalej powinnam postępować. Ale ja nie biorę nic do siebie. Nie jestem w stanie walczyć z tymi emocjami i myślami, które sprawiają, że czuję pustkę i samotność w sobie. Chociaż każdemu wydaje się, że to jest takie proste, że można rzucić wszystko i pójść na przeciw życiu, ale tak się niestety nie da. Bo z dnia na dzień jest coraz więcej dylematów, myśli, które krążą po głowie. I właśnie to sprawia, że buduję w sobie tyle niepewności i strachu zarazem. Tworzę coś co niszczy moja podświadomość. Z jednej strony wydaje mi się, że dobrze robię, że tak właśnie trzeba, ale mija kilka minut i znów zmieniam zdanie. Nie robię kroków do przodu, bo boję się zburzyć swój spokój. A jednak coś mnie pcha do ryzyka. I tego się boję, że chęć zdobycia czegoś nowego stanie się silniejszym pragnieniem od mojego sumienia.
|
|
|
Zagubiłam się w tym chorym świecie, który jest pełny rozczarowań i niepowodzeń. Zgubiłam się i nie mam pojęcia, którą drogę znów wybrać, aby stąd wyjść, bo boję się każdego ruchu. Czuję strach, że zbłądzę ponownie na krętą drogę, z której nie odnajdę tak szybko wyjścia. Bo nie mam już na to sił, aby szukać miejsca, które będzie dobre, które pokaże mi, że warto jeszcze iść bez błądzenia, bez strachu i niepewności.
|
|
|
Myślałam, że łatwo jest kogoś wymazać z pamięci, że można wybaczyć i żyć ze świadomością, że ktoś po tylu latach odszedł, ale nie. Nie można tak żyć. Bo z dnia na dzień jest coraz gorzej. Kiedy uświadamiam sobie, ile pewne osoby dla mnie znaczyły, to znów uderza we mnie fala bólu. Rozlewa się po moim ciele i kuje coraz mocniej w sam środek sponiewieranego już serca. Nie można przed tym uciec, nie można się nawet bronić przed tym uczuciem, bo ono narasta i jest silniejsze. Właśnie wtedy zaczynam powracać do wspomnień, do tego co było i na nowo zaczynam płakać. Bo zdaję sobie sprawę, jak bardzo brakuje mi chwil, kiedy on był tak blisko mnie, kiedy miałam go tuż na wyciągnięcie ręki. Podobno już przeszłam nad tym do porządku dziennego, bo zaczęłam nowe etapy w życiu, ale tak naprawdę zaczęłam oszukiwać samą siebie, wmawiając sobie, że to co kiedyś stało się dla mnie obojętne. Jednak coraz częściej przekreślam te słowa i rujnuję to co sobie obiecałam. Po raz kolejny poddając się.
|
|
|
ludzie są brutalni. przychodzą na chwilę, pozwalają się przyzwyczaić do siebie po czym odchodzą, zostawiając po sobie ból i masę kłamstw.
|
|
|
Kiedyś miałam wszystko. Rodzinę, przyjaciół. Wszyscy mnie znali, mogłam się spotykać z ludźmi i rozmawiać z nimi. Chociaż dla większości byłam niedojrzałą gówniarą, która chodziła do gimnazjum, to w jakiejś części po prostu miałam świadomość, że oni byli. Nie liczyło się to, że widziałam ich raz na miesiąc, czy czasami dwa razy w miesiącu. Liczył się fakt, że są. Bo to oni tworzyli taką drugą 'rodzinę', gdzie wszyscy przepełnieni byli uczuciem miłości oraz przyjaźni. Przy nich można było wielu rzeczy się nauczyć, dostrzec swoje błędy i je korygować, ale w pewnym momencie coś pękło. Każdy zaczął odchodzić, a ja nie byłam tego świadoma. Bo uciekałam już w inne życie. Nikt nie miał pojęcia co się ze mną działo, bo zaczęłam się buntować sama w sobie. A oni w tym momencie odchodzili, zanikali niczym mgła. Z miesiąca na miesiąc było ich coraz mniej, aż w pewnym momencie odeszły osoby, które były mi najbliższe, odbierając cząstkę życia.
|
|
|
Codziennie powtarzam sobie, że mam dość życia, walki o codzienność oraz o ludzi, którzy gdzieś zniknęli, odeszli z mojego życia. Mam tego tak serdecznie dość, że chętnie rzuciłabym wszystkim co mam pod ręką z tak niebywałą siłą, aby pozbyć się bólu, który w sobie noszę. Bo każdemu z osobna wydaje się, że jestem silna, że mam w sobie siłę, którą pokonam wszystko, ale czy naprawdę nikt tego nie widzi, że ja już ją straciłam, że jestem bezsilna w wielu sytuacjach? Nie wiem co robię źle, czy znów za dużo się użalam nad sobą, czy może drastycznie zamykam się w sobie uciekając od prawdy, ale czuję, jak to mnie wykańcza, jak wyniszcza moją duszę od środka. To co się teraz we mnie dzieje jest nieuniknionym strachem, bólem, przed którym nie mam już możliwości ucieczki, odejścia. Jest za późno, aby coś z tym zrobić. Bo co z tego, że wezmę się w garść, pokażę wszystkim, że jestem w stanie zrobić wiele, aby zdobyć to na czym mi zależy skoro wiem, że to nie przyniesie żadnych efektów?
|
|
|
Zniknęłabym chętnie z tego życia. Uciekłabym w miejsce, gdzie nie ma tych problemów, łez, kłótnie, nieporozumień. Zniknęłabym poprzez w ucieczkę w nieznane miejsce, gdzie mogłabym zacząć wszystko od nowa, gdzie moje życie nabrałoby kolorów i jakiegoś prawdziwego sensu, a nie tego co mam właśnie teraz, czyli rutynę i samotność połączoną z coraz większym odrzuceniem. Nikt tego nie widzi, ale codziennie jest coraz gorzej. Nie umiem o tym mówić tak, jak kiedyś, nie potrafię opisać tego co czuję nawet w prostym liście, który chciałam napisać. Zrozumiałam, że się właśnie poddałam zanim jeszcze zaczęłam sama walczyć o własne życie. Poddałam się, bo przegrałam z nadzieją i wiarą, że istnieje jeszcze jakieś dobro na tym świecie. Przestaję wierzyć we wszystko co mówią ludzie, co według większości się sprawdza. Bo nie widzę już żadnego światełka na lepszą przyszłość, nie widzę wiary w to, że coś się może zmienić. Za dużo było potknięć, za dużo walk i pieprzonych starań.
|
|
|
Noc, ucieczka i natłok myśli. Znów powracam do pewnych dni, o których nie chce i nie mogę pamiętać. Wracam do rozmów, które miały miejsce, a które ktoś z dnia na dzień mi odebrał. Nie mogę sobie z tym poradzić, nie jestem w stanie zwalczyć pustki i samotności, która przepełnia moje serce. Leżę zamknięta w tych czterech pustych ścianach i myślę o Nim. Myślę o tym co zrobiłam kilka godzin temu i zastanawiam się co będzie, kiedy zobaczy mój ruch. Mówię, że mi jest wszystko obojętne, jak się zachowa, ale to nie prawda. Bo boję się cholernie tego, że mój gest znów był tylko głupią nadzieją, beznadziejnym pragnienie bez przyszłości. Myślę o tym czy jest od tego jakąś ucieczka, ale zdaję sobie sprawę, że nie chce uciekać, że chce robić na złość wbrew temu co sobie wyznaczyłam. Wiem, że to może był zły ruch, aby się odezwać do Niego, ale ciężko było wytrzymać. Szczególnie wtedy, gdy w takich właśnie chwilach, jak tamta dopuszczałam Go do siebie najbardziej.
|
|
|
Wziąłeś moje serce, miałeś się nim zaopiekować, a co zrobiłeś? Rozbiłeś je. Ponownie je rozbiłeś, krusząc je na mniejsze cząsteczki. Już nie ma przez to ratunku na nie, nie ma możliwości sklejenia go. Rozpadło się. Rozpadło się tak samo, jak moje wnętrze. Przestałam wierzyć w cokolwiek, przestałam wierzyć w ludzkie słowa i zapewnienia. I wiesz co? Cieszę się z tego. Bo teraz nie muszę myśleć co będzie za chwilę, nie muszę być już tak uczuciowa, jak kiedyś byłam. Dzisiaj jest mi wszystko obojętne co będzie, bo przecież i tak mam przed sobą ponad 361 dni, które będę codziennie zapełniać myślami, emocjami, gestami. Jednak nie zapełnię tych dni uczuciami. Nie, nie zrobię tego. Nie pozwolę sobie na kolejną słabość do Ciebie, ani do innego faceta. Nie dopuszczę już tak blisko kogoś, aby powierzyć mu w maksymalnej części swoją duszę i tajemnice, które skrywam. Przestałam to robić z chwilą, kiedy odszedłeś.
|
|
|
|