 |
generalnie sądzę, że na łożu śmierci nawet przez głowę mi nie przejdzie, że z roku na rok wychodziłam po końcu roku ze szkoły ze świadectwem na którym widniał czerwony pasek. nie pomyślę o dziewczynach z otoczenia, które mimo ciemnych włosów biją o głowę zachowania stereotypowej blondynki z kawałów. nie przejdzie mi przez myśl wspomnienie mojej nauczycielki od angielskiego, którą za każdym razem kiedy mijamy się na korytarzu - mam zwyczajnie ochotę udusić. nie zarysują mi się w głowie imiona kumpli z klasy z którymi teraz od czasu do czasu pożartuję, pośmieję się, wypiję piwo. ale przed oczami staną mi przyjaciele, którzy bez względu na wszystko byli. rodzice, dzięki, którym jestem takim, a nie innym człowiekiem. i On. drań, który ranił mnie najmocniej, a którego pokochałam na przekór wszystkim.
|
|
 |
siedzę z kubkiem gorącego śmietankowego cappucino, w głośniach kolejne wersy 'głos który podpowiada, że nie ma sensu Cię kochać, głupotą jest kochać', dzięki czemu, ze łzami w oczach, powoli zaczynam przyswajać, iż to koniec. mimo jutrzejszego poniedziałku, nie miniemy się na szkolnym korytarzu ocierając się dłońmi i posyłając sobie najczulsze z uśmiechów. nie miniemy się, ani jutro, ani we wrześniu. nigdy.
|
|
 |
na samą myśl o Nim tak przyjemnie łaskotało od środka. na wspomnienie muśnięć Jego ust na moim ciele, po karku przechodziły ewidentne dreszcze. kiedy odtwarzałam sobie w głowie miniony dzień spędzony tylko i wyłącznie z Nim - usta układały się mimowolnie na kształt uśmiechu. z czasem uświadomiłam sobie, że chyba Go kocham, i już nie służy tylko zapełnianiu wolnych, wakacyjnych chwil. było za późno, zgadza się. Jego już nie było. Jego, wraz z tymi pełnymi ustami, zielonymi patrzałkami w których igrały wściekłe iskierki, dłońmi tak idealnie dopełniającymi się z moimi, sercem, które bezapelacyjnie było gotowe mi się oddać.
|
|
 |
powoli zaczyna do mnie docierać, że to już, nadeszły te długo wyczekiwane wakacje do których czas tak niemiłosiernie się ciągnął. chyba zaczynam pojmować, iż straciliśmy tą znajomość doszczętnie, że zerwała się ostatnia nić jaka między nami była - niepewne spojrzenia na szkolnym korytarzu, kilka wymienionych od czasu do czasu zdań. miną wakacje, proste, nie będą niestety trwać w nieskończoność. ja wrócę do szkoły, żeby pomęczyć się tam jeszcze kilka lat, a Ciebie już nie będzie. może to głupie i zapewne tego nie zrozumiesz, ale dziękuję. za to, iż w odpowiednim momencie odwróciłeś się tłumacząc mi, że tak będzie lepiej. wtedy miałam Cię za sukinsyna, który najpierw mnie zbajerował, potem zniknął. na chwilę obecną wiem, że kierowałeś się tylko jedną kwestią. moim dobrem.
|
|
 |
|
a mój wzrok wbity w ziemię powinien Ci mówić wszystko - zejdź mi z oczu ty fałszywa męska pizdo. ! / yezoo
|
|
 |
ognisko, piwa ukrywane przed nauczycielką w bluzach, latające kiełbaski, migdalenie się w wysokiej trawie, bezcenne zawstydzenie kumpli przy grze w butelkę, powrót średnio trzy kilometry w dwie minuty. godzina dziewiąta następnego dnia, szybkie ogarnięcie, kierunek stajnia. przez ponad dziesięć godzin - malowanie drągów, stojaków, oprowadzanie dzieciaków na kucykach, oswajanie koni z nowymi przeszkodami, trening, przygotowanie reszty konkurencji do zawodów. powrót do domu, spanie, pobudka o 8, ponownie nakurwiamy na stajnie. wakacje '11, przejdziecie do historii.
|
|
 |
Każde szczęście ma swoją datę ważności.
|
|
 |
Kątem oka spoglądał na nią, pilnował jej wzrokiem, jednocześnie udając obojętnego.
|
|
 |
tylko żeby dożyć do następnego dnia..
|
|
 |
Objął mnie i przez chwilę, która wydawała mi się wiecznością, odniosłam wrażenie, że mam wszystko.
|
|
 |
Żadna miłość, przyjaźń, szacunek nie jednoczy tak, jak wspólna nienawiść do czegoś.♥
|
|
|
|