 |
- Naprawdę chcesz się z nim związać?
- Nie wiem. Chcę z nim po prostu być. Spędzać każdą minutę. I chcę, żeby mnie całował, patrzył na mnie, rozmawiał, wychodził ze mną.
|
|
 |
Kiedy ktoś ciebie kocha, w inny sposób wymawia Twoje imię, a Ty wiesz, że Twoje imię jest w Jego ustach bezpieczne.
|
|
 |
Miłość nie musi być jakimś niezwykłym nadziemnym zjawiskiem - to zgodne życie, w którym ludzie uważnie słuchają jeden drugiego i uczą się od siebie nawzajem. I nagle, zupełnie nie wiadomo kiedy zauważamy, że zależy nam, i że strata tej drugiej osoby nie byłaby nam obojętna.
|
|
 |
Nie chcę trójki dzieci, małego domku ze ślicznym ogródkiem i czerwonym dachem, rodzinnego fiata, zdolnych wnucząt i spokojnej starości. Chcę Ciebie. Nawet jeśli to przekreśla wszystko.
|
|
 |
Muszę zmajstrować sobie uśmiech, uzbroić się weń, schronić się pod jego opieką, mieć czym odgrodzić się od świata, zamaskować swe rany, wreszcie wyćwiczyć się w noszeniu maski.
|
|
 |
Staraj się iść z uśmiechem przez życie, na uśmiech uśmiechem odpowiadać. A tam gdzie ponuro zapal lampkę optymizmu i podaj ją dalej.
|
|
 |
Kiedy płaczesz rób to z klasą. niech łzy spadają z każdym uderzeniem dziesięciocentymetrowego obcasa.
|
|
 |
Nigdy nie mów, że traktujesz wszystkich jednakowo, że zależy Ci na każdym tak samo. Nawet nieświadomie wyróżniasz ludzi.
|
|
 |
Każdy ma swój wehikuł czasu. Gdy chcesz się cofnąć w czasie - masz wspomnienia. A gdy chcesz zobaczyć przyszłość - masz marzenia .
|
|
 |
przychodził - przychodził z czekoladą ukrytą za plecami, kiedy miałam zły humor, z miśkiem lub kwiatami, kiedy wypadało jakieś święto, choć zazwyczaj owe "święto" unaoczniał sobie sam, ze łzami w oczach, gdy sobie nagle, ni stąd ni zowąd, nie radził. karmił mnie swoim bólem, ja częstowałam Go wylewnymi zażaleniami na los. scałowywał moje cierpienia, obiecując, iż kiedyś wszystko stanie się proste i już nic nie stanie nam na przeszkodzie. marzył. opowiadał mi o przyszłości, o sobie i o mnie, i o naszych dzieciach, i o obiadach, które potulnie przygotuję - czego wizja za każdym razem kosztowała go przyjęciem uderzenia w żebro. i ten dzień. parny, letni poranek, ptaki rozpoczynające swoje arie, wspinające się słońce. Jego wargi, jak zwykle ułożone w uśmiech. i oczy, zamknięte oczy. zawsze opisywałam też oddech: ciężki, przyspieszony, gasnący, słaby. lecz Jego oddech już nie drażnił mojego policzka.
|
|
 |
druga w nocy. dym z papierosa nagle zamiast uspokajać, zaczął dusić. wódka paliła w gardło, zamierała w nim, zaciskała się na krtani. krzyczałam, lecz wciąż panowała grobowa cisza. nagle ten łoskot w piersi, nagle wspomnienia wypełzające z każdego kąta, zaklęte w każdym płatku kurzu, w każdym milimetrze sześciennym powietrza.
|
|
|
|