 |
Tęsknię, choć wiem nie powinienem,
Zostałem sam jak stoję z rozsznurowanymi butami
Mam pełen słoik słonych wspomnień o Tobie
|
|
 |
Najpierw mowię idę tam a później nie nie idę
Ja mam dosyć...
|
|
 |
usiądź wygodnie ja polepie i zlepie w jedną część
Tu muszę naderwać tu muszę zszyć byś mógł we mnie odtąd żyć
|
|
 |
ewidentnie coś tu jebie to nie zapach bratków.
|
|
 |
Na tym świecie tylko my rozumiemy siebie, a wszystko co piękne, jest cholernie ulotne.
|
|
 |
Spadłem tutaj, by wytykali mnie to tamten, co uleciał z dymem jak spalone ścierwo z wiatrem...
|
|
 |
w płuca wciągać błota zapach po stadzie co tu przebiegło mając to miejsce za piekło,
zostanę tutaj chociaż nieludzkim jest być słabym w świecie,
gdzie nie patrzą w dół na dłoń tych, co nie dają rady,
|
|
 |
Spadłem jak trup w dół katakumb
aby w ciszy znaleźć sens ten,
w morzach faktów szukać traktu i nie sprzedać się za bezcen,
|
|
 |
Spadłem, trzy piętra w dół znów widzę to samo,
zjadłem kęs, popiłem pół, i obudziłem się rano, ciężkostrawna prawda ściska żołądek w maglach
a słowa jak brzytwy podcinają gardła w żartach.
|
|
 |
Spadłem na was, spadłem dla was,
spadam nadal by się złamać aby klęknąć,
poczuć ból i zmięknąć jak większość,
aby piękno pękło i rozlało się jak mleko,
|
|
 |
Spadłem tutaj i nie pytaj mnie o życie, bo nic nie wiem, stoję niemy między brukiem a wiecznie błękitnym niebem...
|
|
 |
Spadłem w bezsens, by sens nadać temu co sensu tu nie ma
|
|
|
|