|
Pięćdziesiąty raz wybieram numer telefonu. Czekam aż odbierze, odpowiada mi poczta głosowa, na którą pragnę się nagrać, ale tak naprawdę nie wiem co powiedzieć. Może, że tęsknię. Może, że wariuję z zazdrości. Może, że cholernie się martwię. Słowa i tak nie ukarzą tego co czuję. Odpalam kolejnego szluga, moją głowę rozsadza niesamowity ból. Myślę, bo nie mogę przestać. Płaczę, bo jest mi źle i nie wierzę w czystość intencji osoby, którą kocham najbardziej na świecie. Nie radzę sobie.
|
|
|
Ból przeszywa każdą komórkę mojego ciała i duszy. Drżę, zdając sobie sprawę z faktu, iż nie mogę okazać słabości. Chciałabym płakać, ale kanaliki łzowe odmawiają posłuszeństwa. Od nadmiaru słów, które mnie ranią, niszczę się. Rzygam udawanym szczęściem. Setny raz zadaję sobie jedno pytanie: Co znowu robię źle? Pragnę chwili spokoju. Tęsknię za chwilami beztroski, pewności i czystości uczuć jakimi mnie darzyłeś. Czuję, że my to przeszłość. Oczywiście kocham Cię nadal, ale miłość nie może wypływać z jednego serca.
|
|
|
Muszę udawać,że wszystko jest w jak najlepszym porządku gdy wciąż popełnia te same błędy. Uśmiecham się pomimo łez które wzbierają w moich oczach. Pilnuję się by uśmiech był na tyle szeroki,że on nie zauważy pojedynczej łzy,która przez nieuwagę wypłynie i lekko zrosi mój policzek.Udaję,że moje serce,które jeszcze tak niedawno przypominało miękką zużytą gąbkę jest dziś dużo twardsze. Sama przed sobą gram. Bo przecież kolejny raz nie mogę upaść na samo dno. Dwa razy nie da trafić się do piekła. Wydostałam się z niego tylko dzięki ogromnej wierze w litościwego Boga. To on poobijaną,posiniaczoną,zranioną wziął w swoje objęcia i pomógł mi trafić do nieba. Nie mogę przecież zmarnować szansy,którą mi dał. Szansy na lepsze życie. Muszę starać się nie przejmować tym,że moje wrażliwe serce on rani raz po raz. Przecież nawet sam Bóg jest tego zdania,że czasami trzeba umieć być obojętnym by nie zgubić gdzieś swojej duszy. Pomiędzy tyloma szlochami i skurczami serca/hoyden
|
|
|
ktoś nazwał moje szczęście Twoim imieniem ♥
|
|
|
Chyba za szybko dojrzałam. Potrzebuję czegoś więcej niż imprez w klubach, po których złamię obcas na nierównym krawężniku i zasnę po kilku godzinach męczenia się z helikopterkiem w głowie. Pragnę miłości. Rozważnej i odpowiedzialnej. Stałości uczuć. Namiętnych pocałunków i mocnego przytulania. Jednego piwa do filmu, a nie kraty wypitej na ognisku. Papierosa, który uspokaja. Życia bez dragów, blantów i chlania w każdy weekend. Pragnę spacerów przy wschodach i zachodach słońca. Wypadów do kina. Wspólnych nocy. Dużej dawki czułości. Chcę tego, czego nigdy nie otrzymam.
|
|
|
Znowu mnie masz. Całujesz na dzień dobry i dobranoc, przytulasz, podobno kochasz. Uśmiechasz się i czarujesz spojrzeniami. Twoje czekoladowe tęczówki świecą, a usta szepczą do ucha miliard czułych słów. Powinnam być w niebie, ale jestem w samym środku piekła. Egzystuję w niepewności. Nie czuję się bezpieczna, tylko potrzebna, czasami wykorzystywana. Gdzieś na dnie serca kryję miliard obaw, o których nie mówię głośno. Jedną z nich jesteś Ty. Nasze marzenia, które są praktycznie nierealne. Twoje słowa, które często przypominają perfekcyjne kłamstwa. Nie wiem co myśleć, co robić, co czuć. Chcę być w końcu pewna Twoich planów. Chcę być pewna Twojej miłości.
|
|
|
Tragizm tej sytuacji polegał na tym,że nie umiałam nie oglądać się za siebie.Ta miłość rozkładała się na środku mojej drogi.Nieważne dokąd się udawałam i gdzie zmierzałam.Torowała mi przejście. Blokowała mnie.Była kiedyś wyznacznikiem mojego szczęścia,ale stała się później najskuteczniejszą przeszkodą do jego osiągnięcia.Gdy starałam się pozbierać,z uśmiechem przyjąć czyjąś propozycję na wyjście na kawę szeptała mi,że jestem żałosna próbując zamaskować swoją tęsknotę za nim.Kazała mi odrzucać te wszystkie próby stworzenia jako takiego ładu.Co to było za przestępstwo usiąść z kimś w miłym miejscu i porozmawiać o przyziemnych rzeczach,codziennych sprawach.Obdarzyć kogoś chociaż namiastką uczucia,ale ze świadomością,że wyczerpałam już limit wielkiej,intensywnej i burzliwej miłości.Opuściła mnie gdy tylko on znalazł błahy powód zakończenia naszego związku,a później dawała mi jakieś rady.Najgorsze było to,że ja jej słuchałam.Bo przez długie,długie miesiące była dla mnie wszystkim/hoyden
|
|
|
Co z tego,że pamiętam tembr jego głosu. Co z tego,że widzę jego płynne ruchy podczas tańca i te bardzo ciężkie podczas gry w piłkę ręczną. Że nie zapomniałam jak z każdym dniem coraz bardziej zakochiwałam się w jego osobie. Że pomimo pozbycia się pamiątek po nim nadal wyraźnie pamiętam symbole świadczące o naszej miłości. Nie da się wymazać przeszłości.Istotne by ona nam nigdy nie przeszkadzała i nie zawadzała. By pozwoliła na pójście na przód. Nie oglądam się za siebie. Dostałam jednak od życia cenną lekcję życia. Chociaż często wydaje nam się,że świat kończy się wraz utratą miłości to tak naprawdę on nawet o centymetr nie posuwa się ku końcowi. I zawsze znajdzie się ktoś nam przeznaczony. Ktoś kto nie tylko pokrzepi nasze złamane serce. Ktoś kto sprawi,że po jego pęknięciu nie będzie nawet śladu. I znów wróci do rangi tych pięknych,czystych i zasłużonych na szczęście serc/hoyden
|
|
|
Zawsze Cię będę pamiętała.Byłaś taka niewinna,nigdy nikomu nie zrobiłaś nic złego. Była w Tobie taka delikatność i świeżość jak magia letniego poranka. Bezbronna i prawdziwa. Takich miłości jak Ty się nie zapomina. Pozbawiona egoizmu i gotowa do wszelakiego poświęcenia zapadłaś mi głęboko w pamięć. Umarłaś bo ten zły świat na Ciebie nie zasługiwał. Ten świat Cię niszczył. Spoczywaj w pokoju. I nie odradzaj się nigdy w moim sercu. Nie ma tu dla Ciebie miejsca. Czasami nie ma innego wyjścia i trzeba tak po prostu się wycofać/hoyden
|
|
|
Żegnajcie towarzyszki niedoli. Już nigdy nie będziecie szpecić moich oczu. Tak,Drogie łzy nie skropicie już moich policzków. Bo ja nie będę płakać już dłużej przez niego. Nie był wart żadnej z was. Kiedy ja wypłakiwałam sobie oczy przez niego on dobrze się bawił na kolejnej integracyjnej imprezie. Poznawał coraz to nowe dziewczyny. Blondynki,brunetki,rude,szatynki. Wszystko jedno..Byle chętne do zabawy. To nie ja zabiłam naszą miłość. To on ją wykańczał każdego dnia. Doprowadzał do kompletnego załamania i całkowitej ruiny. Ja tylko skróciłam jej męki po jego odejściu. Już nic między nami nie ma.Jeden nabój,pistolet i precyzyjny strzał. Umarła szybko i najmożliwiej delikatnie.Odeszła..I tam gdzie przebywa będzie jej z pewnością lepiej. Wiem,że postąpiłam słusznie. Nie jestem jej morderczynią tylko wybawicielką.Tylko ja tak naprawdę martwiłam się o nią zarówno za życia jak i po śmierci.Tylko dla mnie ona była ważna i bardzo cenna /hoyden
|
|
|
wiele nocy układałam plan by Cię odzyskać. próbowałam każdej sztuczki. odpychałeś zagrania, które działały na wszystkich poznanych mi dotąd facetów. byłeś niedostępny, czasami obojętny, a innym razem oddany. egzystowałam karmiąc się złudzeniami.nawet nie zauważyłam kiedy przestałam wierzyć w to, że kiedykolwiek wrócisz. pojawiłeś się w najbardziej niespodziewanym momencie. miałeś tyle czasu, a wybrałeś chwilę, gdy zaczęłam się uśmiechać. nie potrafiłam Ci odmówić, chciałam beztrosko wpaść w Twoje ramiona i rozkoszować się pocałunkami, aż do śmierci. wróciłeś, oddając mi serce, które wyrzuciłam gdzieś daleko. znowu oddycham, śmieję się, znowu żyję.
|
|
|
|