 |
krzyczę czasem szeptem, kiedy jestem pewna, że oddzielają mnie od świata szczelne cztery ściany.
|
|
 |
panicznie boję się rzeczy, które mogą być ostatnie.
|
|
 |
zaciskam powieki, nie wypuszczam na zewnątrz armagedonu myśli.
|
|
 |
i po co z tą ironią mówiliśmy żegnaj tyle razy, skoro wciąż biegamy na oślep w tym samym błędnym kole.
|
|
 |
słońce czasem oślepia i nie trudno o wypadek tuż za horyzontem.
|
|
 |
jaki spokój. czarna kawa wypłukała wszystkie marzenia, wódka doskonale dezynfekuje kłamstwa, a większość myśli odpływa z dymem.
|
|
 |
mogliśmy pójść nawet razem a i tak doszlibyśmy do nikąd.
|
|
 |
serca krzyczą coraz ciszej, rzeczywistość brutalnie zasłania im usta.
|
|
 |
zaufanie leży na dnie szuflady, w której nie sprzątałam od lat.
|
|
 |
perfumy rozpyliły kataklizmy wspomnień.
|
|
 |
śniło mi się piekło, czuję ten klimat.
|
|
 |
teraz jestem tu bez ciebie. z podniesioną głową patrzę na setki jednakowych miast pod moimi stopami. ostrożnie stawiam krok do przodu i pozwalam się ponieść naszym czasom, w których nie istnieją żadne uczucia.
|
|
|
|