 |
zadzwoniłbym do ciebie, ale wiem, że tego nie chcesz, wybełkotał, że cię kocham, tu jest źle i serio tęsknię.
|
|
 |
nienawidzę tego, jak uzależniam się od obecności, od rozmów z ludźmi, a później cierpię, jak coś się psuje albo oni milczą.
|
|
 |
jesteś najlepszym miejscem tego miasta, centralnym punktem.
|
|
 |
ale kiedy mówisz do mnie słońce, traktuję to co nieco opacznie, ty jesteś jednym, a ja drugim końcem, daleko nam do siebie strasznie.
|
|
 |
jesteś o tyle spojrzeń ode mnie. jest mi o tyle twych spojrzeń samotniej. ciemniej.
|
|
 |
nic się nie zgadza, żadna kurwa i żadna mać.
|
|
 |
i czując cię obok opowiem o wszystkim, jak często się boję i czuję się nikim.
|
|
 |
na sercu kamień, z ust cisza. i znów się nie znamy i mijamy wśród pytań.
|
|
 |
chciałabym cokolwiek przeczytać o sobie i o swoich uczuciach, kiedy leże dwudziestą noc bez snu i patrzę w sufit.
|
|
 |
wygodniej nie wiedzieć, jak naprawdę jest.
|
|
 |
i nagle skończy się, to wszystko, w co wierzysz, co kochasz zasypie śnieg.
|
|
 |
a gdy odkochasz się, ja zakocham cię. na powrót, na powrót i na przekór.
|
|
|
|