Idę na balkon, w ręku szlug, telefon w drugiej, i napisałbym do Ciebie, ale jakoś brakuje słów, zadzwoniłbym do Ciebie, ale wiem, że tego nie chcesz, wybełkotał, że Cię kocham, tu jest źle i serio tęsknię.
Włączam telewizor, żeby jakieś dźwięki wypełniły próżnię
i zapewniły mi coś na kształt towarzystwa, ale nie słucham ani nie oglądam. Siedzę i niewidzącym
wzrokiem wpatruję się w ścianę. Jestem odrętwiała. Nie czuję nic prócz bólu. Jak długo będę musiała
przez to przechodzić?
Ból jest tak wielki, że jego pełnia do mnie nie dociera. Czuję
otępienie. Jakimś cudem uciekłam od swego ciała i teraz jestem
zwykłym obserwatorem rozgrywającej się na moich oczach tragedii.
i wtedy byłam w stanie się skupić
wyłącznie na należeniu do niego. Sporo się pojawiło sygnałów
ostrzegawczych, ale byłam zbyt naiwna czy zauroczona, by je
dostrzec.