 |
`Umierając, zaczynasz nowe życie .
|
|
 |
twój widok miażdży mi serce
|
|
 |
Nie możesz się przyzwyczajać do słuchania muzyki co wieczór. Nikt nie powinien się do niczego przyzwyczajać..nie warto.
|
|
 |
|
Możesz.Naprawdę możesz rozkoszować się wolnością.Każdy balet kończyć przy boku innej dziewczyny.Upajać się alkoholem do nieprzytomności,palić to gówno by lepiej się bawić.Przyjmować zakłady,czy ja się dowiem co wyprawiasz każdej nocy,gdy tak okłamujesz mnie,że śpisz.A na drugi dzień opisujesz mi ze szczegółami sny w których gram główna rolę. Kłamstwa.To wszystko kłamstwa. Pamiętaj. Gdy zrozumiesz,że takie życie nie jest szczytem twoich marzeń,ja nie będę już dla Ciebie. Nie masz powrotu. Nie ma sensu trzymać w domu zużytych,popsutych zabawek.Od dziś jesteś nic nie znaczącą dla mnie rzeczą.Z chłopaka mojego życia zmieniłeś się w Kena.Który wytrwale zapracował sobie na swoje zeszmacenie/hoyden
|
|
 |
'Popatrz, tamta świeci najbardziej, widzisz?' zapytałem. 'A nie tamta?' wyciągnęła ku górze swoją maleńką rączkę. 'Możliwe. W sumie to tak, chyba tak' uśmiechnąłem się. Mała w pewnym momencie przestała się wiercić. Wpatrując się w niebo z przejęciem zaczęła płakać. Odwróciłam ją przodem do siebie i spojrzałem na nią pytającym wzrokiem. "Filip.. A Eliza, to ona.. No ten, ona jest tam szczęśliwa?' szepce. Zbity z tropu starałem się znaleźć odpowiedź. 'Spójrz na tę gwiazdkę, którą znalazłaś. Tę najładniejszą, widzisz?' podniosła do góry oczy i po chwili pokiwała twierdząco głową. 'To Eliza. Taka Eliza jaką pamiętasz. Ta sama Eliza, która jakiś czas temu nie potrafiła żyć bez Karoliny i umiała godzinami się z nią bawić, nawet jeśli była bardzo zmęczona. Ta Twoja ulubiona Eliza kochanie' odpowiedziałem wycierając ręką jej mokre policzki. Po raz kolejny spojrzała w niebo i uśmiechnęła się. 'Pilnuj mnie Eliza, bo tylko Ty umiałaś mnie tak pilnować. Nawet Filip tak nie umie' \mr.filip
|
|
 |
ten chodnik jest dziki jak Tarzan. / zm_
|
|
 |
serce na Jego widok waliło jak oszalałe, kąciki ust mimowolnie pięły się ku górze, oddech stawał się nierównomierny, w brzuchu szalało stado motyli a nogi doszczętnie miękły - zaczęło się robić niebezpiecznie, ale uparcie wmawiałam sobie, że to jeszcze nie to, jeszcze nie ten.
|
|
|
|