 |
przeolbrzymi głaz, w moim gardle, uniemożliwiający mówienie. i niemoc, bezsilność na taką skalę, że nawet łzy nie chciały ze mnie wyjść siłą, sprzeciwiając się moim nakazom. 10 piętro. butelka, za oblanie naszej miłości. i upadek. Ciebie i złożonych mi obietnic. mój uprzedni krzyk, że miłość dodaje skrzydeł. zaprzysiężenie, że miłość uskrzydla. Twoja chęć pokazania mi, że się ze mną zgadzasz. a jedyną myślą jaka mną targa, jest chęć ponownego zabicia Cię miłością.
|
|
 |
wpatrując się w smugi papierosowego dymu, widzę Twoje spojrzenie. przecież jest dosłownie wszędzie, a ja mimo wszystko powoli zapominam jak nerwowo skurczały się Twoje tęczówki, kiedy wypowiadałeś dwa,niezwykle prymitywne słowa względem mnie. palę. podoba mi się połączenie Ciebie i powolnej śmierci. z każdą kolejną sekundą, nikotywnowego tańca w moich płucach, jestem corazj bliżej końca. papieros za papierosem. sekunda za sekundą. umieram. raz, dwa, trzy - jestem coraz bliżej Ciebie kochanie.
|
|
 |
sobota, popołudnie, zwykły dom na zwykłej ulicy w zupełnie zwyczajnym mieście. wsłuchana w odgłosy zbliżającej się nocy spojrzałam na zachodzące słońce. słuchawki najściślej wciśnięte w moje uszy odgrywały utwór, który każdego przyprawiłby o chociażby skrawek łzy wzruszenia. z moich oczu natomiast wydobywała się tylko tęsknota. źrenice niespokojnie rozszerzały się za każdym razem, kiedy słychać było przypadkiem Twoje imię. w jednej chwili postanowiłam zignorować zakazy rodziców i zapalić w domu. usiadłam na parapecie, otworzyłam okno, a chłodny powiew jesiennego powietrza otulił moją blada twarz. dym papierosowy intensywnie wydobywający się z mojego okna mieszał się z powietrzem, zatruwając zarówno mnie, jak i płuca Ziemi. niszczyłam swój organizm, doprowadzony już do stanu klęski, niszcząc tym samym wszystko wokół. ale przecież prosiłam Cię, żebyś został.
|
|
 |
tak delikatnie dotykałeś mnie w miejsca, gdzie byłam najbardziej wyczulona. twój gorący i przyspieszony oddech muskał me piersi. czułam Cię tak namiętnie. słyszałam bicie naszych serc, kiedy w gorącym pożądaniu łączyliśmy się wargami. opierając się o łóżko, wpierałeś mnie w nie z taką siłą, ale jednocześnie z taką miłością, że wiedziałam, że to właśnie Ty możesz skosztować mojego ciała w całej okazałości. wiedziałam, że dając Ci siebie daję Ci moje serce, okazuje Ci miłość. wiedziałam, że nasze złączenie się było przepełnione miłością, a nie tylko samym pożądaniem ciał.
|
|
 |
muskałam delikatnymi opuszkami twoje ciało, czując jak każdy mój dotyk sprawia, że twoje mięśnie napinają się, a przez ciało przechodzą ciary. wtedy ty dotykałeś palcami moich warg, powoli zbliżałeś się, tak, że byłam w stanie czuć twój oddech na mych ustach. byłeś wtedy taki delikatny, kiedy stykaliśmy się w pocałunku. przygryzałeś mi wargi, w taki sposób, że nawet najmniejsza część ciała czuła tą namiętność, jaką we mnie budziłeś. wtedy otwierałeś mi oczy, kładłeś mi zimną dłoń na policzku, i patrzyłeś w głębię moich oczu, póki znów nasze wargi nie połączyły się w pożądaniu.
|
|
 |
spisałam kolejno, skrupulatnie scenariusz mojego filmu. codziennie rano wykonywałam makijaż i dopasowywałam maski na kolejne sceny. grałam najlepiej jak umiałam własną rolę, i nagrywałam wszystko zmysłami, zapisując na twardym dysku, zwanym "wspomnieniem". jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. coraz częstsza zmiana obsady aktorskiej doprowadzała mnie do ostatecznego wyniszczenia. myślałam, że w ostateczności, będę musiała zakończyć pracę nad moim filmem, a przecież starałam się tak bardzo. przyszedł dzień, kiedy wszyscy mnie opuścili, moi aktorzy, pomocnicy, moje światło i moja nadzieja. zakończyłam więc film, a ostateczny tytuł, który mu nadałam, brzmiał tak zwyczajnie, prosto. na dno zakurzonej skrzyni rzuciłam kasetę wideo z napisem "Życie".
|
|
 |
mówią, że bez zazdrości nie ma miłości. ale kiedy umrę z zazdrości, to kto Cię będzie kochał?
|
|
 |
nigdy nie posiadałam nic cudowniejszego niż świadomość, zniknięcia z tego brudnego świata. ucieczka i przeniesienie się w najcudowniejsze miejsce na ziemi. w Twoje ramiona, które są moim małym wehikułem, pomagających mi przez chwilę nie istnieć.
|
|
 |
i mogła leżeć na zimnej, marmurowej ziemi, cała potargana, umorusana w tuszu do rzęs. zaziębnięta, w sukience, która swoim wyglądem wcale jej nie przypominała. przechodni patrząc z góry, nie zwracali na nią uwagi. przecież w dłoni trzymała woreczek z białym proszkiem, co równoznaczne było z jej furiactwem, roztargnieniem i głupotą. nie zasługująca na krztę współczucia, przeniosła się na inny marmur. równie zimny. perfekcyjnie odsuwając znicze, ułożyła się płycie, układając głowę tuż przed nagrobkiem. wiedziała, że tylko na jego pomoc może liczyć. tylko on jest w stanie, dać jej ciepło, którego nie zaznała nigdy więcej, zaraz po tym, jak wyrwano go z jej objęć, zakopując 5 metrów pod ziemią.
|
|
 |
szept jest najbardziej podniecającą formą rozmowy. lubię kiedy szepczesz w moje usta. rozchylone, gotowe i zwarte do konwersacji. mimo sprzeciwów, zapełniające się Twoim oddechem zamiast słowami odpowiedzi.
|
|
|
|