|
` Przyjaciel... to nie ktoś, kto zawsze mówi ci to, co chcesz usłyszeć, ale ktoś , kto ci przypie*doli jak zaczniesz rujnować sobie życie.
|
|
|
-ej podasz mi swój numer? -taa, chyba buta.
|
|
|
No i co ? Masz satysfakcję ? Spieprzyłeś mi życie , doprowadziłeś mnie do łez jak mało kto - Gratuluję perfekcji.
|
|
|
Moja obojętność nie oznacza braku zainteresowania. To tylko próba zmniejszenia bólu, który tak często mi zadajesz.
|
|
|
Najgłupsze co możemy zrobić to poddać się bez walki.
|
|
|
Zasadniczo to powinnam się teraz uczyć.
|
|
|
-Gdzie jesteś ?! - Zaraz będę .
|
|
|
To, że nie okazuję moich uczuć wobec Ciebie wcale nie znaczy że ich nie mam. Wręcz przeciwnie - przerastają mnie.
|
|
|
Co z tego, że udajesz kogoś szczęśliwego... skoro wcale nim nie jesteś...?
|
|
|
po co ja tu w ogóle jestem? żeby ktoś mógł sobie mnie zranić gdy naprawdę mi zależy? żeby ktoś mógł sobie mnie zostawić i odejść wtedy gdy bardzo tą osobę kocham i się do niej przywiązałam? żeby ktoś mógł sobie do mnie przyjść, popłakać w rękaw i poszukać pocieszenia? żeby wszyscy mieli mnie i moje uczucia gdzieś?
|
|
|
sobota, godzina czternasta - dzwoni telefon. podnoszę głowę z poduszki odbieram i ziewając pytam ' co jest?'. jak zwykle zamiast 'siema' słyszę 'kurwa, Ty jeszcze śpisz?!'. ogarniam temat i wstaję z łóżka - dwie godziny i mam być gotowa, luźno. mija godzina a ja siedzę mieszając kawę już chyba setny raz. opcja 'dobudź się kurwa' nie podziałała jeszcze. ładuję się pod prysznic - ten zimny dobrze mi zrobi. szybko ogar i jestem już gotowa. godzina siedemnasta - wsiadam do o dziwo nie zapchanego autobusu. siadam na tyle i wkładając słuchawki w uszy walczę ze spojrzeniami zjebanych typiar. godzina osiemnasta jestem na miejscu - soboto, witaj - rozpoczynamy melanż.
|
|
|
|