 |
siedzieliśmy razem na dachu przez noc, która wydawała się wiecznością. brakowało nam tchu podczas rozmowy, tak byliśmy nienapojeni sobą nawzajem. nazywałam gwiazdy Twoim imieniem a Ty nieudolnie brałeś mnie na barana, żeby ułatwić mi ich dotknięcie i sprawić, żebym była bliżej nieba, które zawsze starałeś mi się uchylić. Ty tego nie potrzebowałeś, twierdząc że to ja jestem Twoim niebem. teraz siedzę tu sama. znowu nie mogę złapać oddechu, ale nie jest to spowodowane nadmiarem słów. najbardziej bolesne jest to, że nie mogę spojrzeć w niebo. nawet nie wiesz jakie trapiące jest siedzenie z zamkniętymi oczami. przecież obiecałam sobie, że już więcej na Ciebie nie spojrzę. przecież w każdej z tych pieprzonych gwiazd jesteś Ty.
|
|
 |
kocham skurwysynów, którzy potrafią wylać wiadro wody na moją jedyną odpaloną zapałkę, którą nieusilnie starałam się wskrzesić przez tak długi okres czasu po czym mają problem, że zgasła.
|
|
 |
kiedyś najlepiej nam się rozmawiało milcząc. teraz milczymy bo najgorzej jest nam rozmawiać.
|
|
 |
nigdy, przenigdy już mi tak nie mów. błagam. nie widzisz jak ważny stałeś się dla mnie w ciągu ostatnich miesięcy? ufam Ci, mocniej niż komukolwiek innemu. jesteś mi bliższy od brata. jesteś jedyną osobą, do której mogę zadzwonić w środku nocy i na wiadomość, że sobie nie radzę, że znowu płaczę, bez zastanowienia zjawisz się pod moimi drzwiami i uspokoisz najlepiej jak tylko będziesz mógł. wiem, że zabijesz każdego, jeśli powie coś złego na mój temat, lub mnie zrani. wiem, że stęskniłeś się moją nieobecnością. nie miej mi za złe moich obaw i słów, które mogą boleć. ufam Ci, rozumiesz? to się szybko nie zmieni. proszę, nie widzisz jak bardzo mnie boli Twoje niepewność?
|
|
 |
ostatnia noc w takim towarzystwie, ostatnia szansa do dobrej zabawy. pozbyłam się wszelkich hamulców. kolejne drinki, coraz mocniejsze i większe. świat zaczął robić się tak pięknie kolorowy, przyjemnie szumiało mi w głowie, wszystko wkoło wirowało. wzięłam największy kieliszek dostępny w barze i poprosiłam o najlepsze wino. po połowie wypitej z duszka, poczułam jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. szłam niepewnie do pokoju prowadzona przez dwóch kumpli. rozebrałam się niemal do naga i z płaczem rzuciłam na zawalone ubraniami łózko. "nie chcę być sama" krzyczałam do pustych ścian hotelu. poprosiłam aby został ze mną, aby przez tę jedną noc nie pozwolił mi umrzeć. może i to nie było najmądrzejsze i dobre, ale potrzebowałam tego. potrzebowałam odrobiny czułości. poczucia, że ktoś chociaż trochę potrafi uspokoić bałagan, który po sobie zostawił
|
|
 |
Stanęłam na środku pola z butelka piwa w ręku. Spojrzałam w gwiazdy były tak piękne jak tego wieczoru co się poznaliśmy. Chłodny letni wiatr pieścił moje policzki, po których bezgranicznie płynęły strumieniem łzy. Pytałam Boga, dlaczego. Dlaczego to własnie mnie musiało spotkać? Dlaczego to ja zawsze muszę przez kogoś cierpieć? Czemu jest tak, że niby nie ufasz ludziom po tym ile krzywdy Ci sprawili, ale i tak po pewnym czasie, gdy już odchodzą uświadamiasz sobie, że tak na prawdę przywiązałeś się do nich i nie możesz już wytrzymać z tęsknoty. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, po czym wybrałam jego numer. Usłyszałam jego zachrypły i zaspany głosy. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa, dusiłam się szlochem, po czym usłyszałam słowa " pierdol się mała, jeszcze spotkasz wiele takich skurwysynów jak ja, przyzwyczaj się do tego". Upuściłam telefon na ziemię, upadałam na kolana. Tak miał rację, czas się do tego przyzwyczaić.
|
|
 |
2.jakiś blask, wyraz, nie są szare i przerażające. Ja sam jestem mrokiem krzyczącym ciszą, gdy nie ma we mnie melodii Twojego oddechu. Oddam Ci każdy naskórek naszego świata zbudowanego z naszych wspólnych uczuć, o których szeptały nasze serca. Złoże go na Twoje dłonie byś zobaczyła, że przetworzyłem DNA i stałem się jednością z naszą, wykreowaną, wspólną rzeczywistością. Jeśli zaczniesz robić rozbiórke naszej galaktyki, zaczniesz zdzierać ze mnie skórę do krwi, aż zostaną tylko kruche kości. Kości, które bez podstawowego budulca jakim są Twoje dłonie, skruszą się tak po prostu. Nie zostanie ze mnie nic, zabijesz mnie, będę martwy.
|
|
 |
1. Wziąłem plecak de którego spakowałem każdą noc, która nie mijała godzinami, a łzami, czas nie istniał, była tylko tęsknota. Dołożyłem jeszcze każdą myśl o Tobie, że odkąd wprowadziłaś się do mojego serca stałaś się się ulubionym filmem rejestrowanym przez mój mózg musiałem schować do plecaka każdy dzień, godzinę, minutę. Pokryłem to porankami kiedy jeszcze nie do końca wiedząc, która jest godzina uśmiechałem się do ukryty na tele, sms od Ciebie, snu o Tobie, lub po prostu do Ciebie, bo byłaś w mojej głowie i wszędzie. Wyruszam na Mont Everest naszych wspólnych marzeń i by znaleźć gdzieś w krętych szlakach wszystko co zgubiliśmy w ostatnim czasie; zaufanie, porozumienie, sens. Wyruszam w podróż by odnaleźć naszą miłość. Nie wrócę póki nie chwycę Jej mocno w dłonie i nie wypuszczę więcej. Nie zasnę już nigdy by nie wyślizgnęła mi się z rąk i rozpadła. Ale nie zasnę też dlatego, że muszę nadrobić czas kiedy moje puste oczy nie mogły wypełniać się Tobą. Gdy odbijają Twój obraz mają jaki
|
|
 |
jestem przygotowana na kolejne rozczarowanie, może z rozsądku, a może z konieczności. przyzwyczaiłam się, że po czasie szczęście zamienia się w smutek, rozszerzający źrenice i zapełniający tęczówki łzami, które spadają po zaczerwienionych policzkach niszcząc przy tym misterny makijaż. moja pewność siebie przemieni się w strach o nasze jutro, zacisnę pięści i będę naprawiać wszystko pierwszy raz, uda się to dzięki mojej wytrwałości, ale później wszystko zepsuje się znowu i znowu, aż w końcu nie zostanie z tego nic. ucieknę przed rozstaniem zastraszając Twoje serce łzami doskonale wiedząc, iż nie potrwa to już długo i mimo ogromu uczucia jakim siebie darzymy uciekniesz, bo jestem trudna i nie wyobrażasz sobie bycia z kimś tak skomplikowanym, a ja będę cierpieć miesiącami, a nawet latami i nigdy więcej nie zrozumiem siły miłości, której tyle oddałam.
|
|
|
|