 |
postoję. popatrzę, jak wchodzisz. udam, że nie czuję, jak witasz mnie pocałunkiem po czym kierujesz się do kuchni, robisz sobie herbatę, mówisz coś, a pod wieczór znów zostawiasz mnie samą. ukryję, jak stopniowo burzysz mój rzekomo poukładany świat.
|
|
 |
Nie jesteś wart moich przeszkolonych źrenic .
|
|
 |
jebie mnie, jak sobie to wszystko tłumaczysz.
|
|
 |
życie, które zamienia mi w bajkę. Jego uśmiech. codzienna 15.15 i 16.16. paranoja.
|
|
 |
kumpela poszła po piłkę do siatki, podczas kiedy ja niezdarnie poprawiałam czapkę mikołaja na głowie. podszedł i dzieliła nas już tylko odległość moich dłoni, które trzymałam na wysokości brzucha. - a ja, dostanę coś od Ciebie? - posłał mi uśmiech. - a co byś chciał? - mruknęłam zaczepnie, a zanim się zorientowałam złapał mnie za ręce ściskając lekko. - dużo. dużo bym chciał. - odparł puszczając mnie z uścisku i wracając do rozgrzewki. znów przywrócił mi mętlik w głowie, znów przyprawił o palpitację serca.
|
|
 |
mikołaj nie potrzebował listu, poczytał mi w myślach. stary, dzięki za Niego, ej.
|
|
 |
pamiętam, gdy kiedyś wracałam do domu i włączając na ful muzykę biegałam po pokoju i śpiewałam . jedząc obiad nabijałam się z czegokolwiek. na lekcji robiłam przypały, a w autobusie wciskałam ludziom kity, że wsiadły kanary. teraz siedzę tu, piszę ten kolejny, nudny wpis, w uszach leci jakaś powolna nuta, ludzie w autobusie już nie pamiętają dawnej Mnie i dodatkowo czuję, że umieram. z dnia na dzień serce bije co raz słabiej i co raz ciszej. tak, przez Niego, kurwa.[ yezoo ]
|
|
 |
parzę czwartą kawę na dzisiejszy dzień, po czym biorąc kubek siadam i zawijam się kocem. otulona puszystym materiałem po samą szyję zamykam powieki , by znów zacząć rozmyślać. i wcale po głowie nie chodzi mi dzisiejszy, spieprzony sprawdzian z fizyki , nie poranna kłótnia z mamą, nie brak życzeń z okazji Mikołajek, nie syf i wylądowanie u dyrektora, nie koniec paczki fajek, nie skreślone plany na weekend , tylko On. człowiek, który zasiadł w Mojej głowie na dobre, a pozbycie się Go stąd wydaję się rzeczą w chuj niemożliwą. [ yezoo ]
|
|
 |
śniegu nie ma, a bałwanów pełno.
|
|
 |
przez zaufaniem Mu powstrzymywała mnie tylko wizja popełnienia błędu. wyobrażenie o tym, że kiedy ja dam Mu swoje serce, On bezpruderyjnie je zniszczy. w tej niewinnej obawie niechcący zamknęłam miłości drzwi przed nosem. potem już jej nie było.
|
|
 |
po tych dwóch latach, skrupulatnie sklejana konstrukcja w końcu zaczyna przedstawiać coś sensownego. i chyba brakuje mi już tylko jednego elementu - Twojego serca.
|
|
 |
zostawiam niedopitą herbatę na stole i wciągając na siebie płaszcz, wychodzę. w uszach o Jego istnieniu co chwilę przypomina Mi Onar. lekki przymrozek odbiera Mi czucie w rękach, mimo to idę dalej. chodnikiem, który z sekundy na sekundę robi się coraz bardziej pusty dążę w zasadzie bez celu. siadam na pierwszej napotkanej ławce by zimny wiatr strącił z policzka łzy. [ yezoo ]
|
|
|
|