 |
Stoisz obok mnie. Ramionami ocieramy się o siebie, niby przypadkowo. Leciutko kąciki ust wędrują ku górze, zarówno u Ciebie jak i u mnie. Speszenie. Odsuwamy się od siebie, przecież tak nie można to tylko chwila zapomnienia, nic znaczącego. Jesteś moim ziomkiem. Nie utrudniajmy tego, między nami niczego nie ma, rozumiemy się nic więcej. Twoje serce należy do niej, a moje do nikogo.
|
|
 |
Była zaangażowana, niestety nie w jego oczach. Normalnie nie zachwiana, chociaż dzisiaj ma doła. Jest taka sentymentalna, ciężko jej się z tym uporać. Czuje, że straciła sens, choć myślała, że jest siln
|
|
 |
Te uczucia nietrwałe i dlatego tak cenne . Tylko szkoda, że nasze serca nie są wymienne
|
|
 |
Nie widziałeś jak upadłam. Pokazałam Ci jak wstaje.
|
|
 |
brak mi wiary w siebie to mój wymysl wyobrazni.
|
|
 |
brak mi go Boże jak kuli na co dzien jak przyjaciol gdy sam zostajesz na lodzie.
|
|
 |
Brak mi slow poza jednym dlaczego
Brak mi już znów procz jednego dobrze wiesz czego
brak mi znow i sam nie wiem czego brak mi już i czuje niemoc/huczuhucz
|
|
 |
Myślę że miłość to jedyne co w nas Boskie
Jak kochasz to wierzysz mocniej
|
|
 |
Miłość to emocje te najlepsze i te gorsze
Choć sama nie jest prosta bez niej wszystko nie jest proste
|
|
 |
przychodził - przychodził z czekoladą ukrytą za plecami, kiedy miałam zły humor, z miśkiem lub kwiatami, kiedy wypadało jakieś święto, choć zazwyczaj owe "święto" unaoczniał sobie sam, ze łzami w oczach, gdy sobie nagle, ni stąd ni zowąd, nie radził. karmił mnie swoim bólem, ja częstowałam Go wylewnymi zażaleniami na los. scałowywał moje cierpienia, obiecując, iż kiedyś wszystko stanie się proste i już nic nie stanie nam na przeszkodzie. marzył. opowiadał mi o przyszłości, o sobie i o mnie, i o naszych dzieciach, i o obiadach, które potulnie przygotuję - czego wizja za każdym razem kosztowała go przyjęciem uderzenia w żebro. i ten dzień. parny, letni poranek, ptaki rozpoczynające swoje arie, wspinające się słońce. Jego wargi, jak zwykle ułożone w uśmiech. i oczy, zamknięte oczy. zawsze opisywałam też oddech: ciężki, przyspieszony, gasnący, słaby. lecz Jego oddech już nie drażnił mojego policzka.
|
|
 |
druga w nocy. dym z papierosa nagle zamiast uspokajać, zaczął dusić. wódka paliła w gardło, zamierała w nim, zaciskała się na krtani. krzyczałam, lecz wciąż panowała grobowa cisza. nagle ten łoskot w piersi, nagle wspomnienia wypełzające z każdego kąta, zaklęte w każdym płatku kurzu, w każdym milimetrze sześciennym powietrza.
|
|
 |
- wyrzuć to, nie będę się powtarzał. - mruknął z gniewem, wiercąc mnie spojrzeniem na wylot. czekał, a ja jedynie zaśmiałam Mu się w twarz. - chcę nabyć tego cholernego raka płuc. chcę, choć ten jeden raz, być taka jak reszta, nie wyróżniać się. na coś trzeba umrzeć, nie? a ja bardzo, bardzo nie chcę, żeby po mojej śmierci wspominali: "ta, która umarła z miłości", bo dla mnie to raczej: "umarła przez Ciebie". - zaciągnęłam się podczas, kiedy mruknął coś o tym, że bredzę. - nie mogą kojarzyć mnie z Tobą. niech kojarzą mnie z tym rakiem, z fajkami i zdemoralizowaniem, bluzgami i wyparzonym językiem. byle nie z Tobą. nie z człowiekiem przez którego nie warto, wręcz nie wolno umierać, a który zrobił wszystko, by nie było najmniejszego sensu, aby żyć. skutecznie.
|
|
|
|