 |
cz.II: Mało jest takich piesków na świecie, tych zwartych i gotowych, tych, które nie boją się stawić czoła problemom, tych, które za wszelką cenę chcą pomóc innym bez względu na to czy zostaną zniszczone, czy nie. Ty jesteś takim Pieskiem, tym, który się nie boi i chce walczyć o każdy następny dzień, dla tych, którzy nie mają już siły na walkę. Występujesz przed szereg po raz drugi, trzeci, dziesiąty. Za każdym razem wygrywając. Najlepsze jest jednak to, ze robisz to bezinteresownie. Chcesz tylko aby inni nie mieli gorzej niż Ty. Jesteś jednym z niewielu ludzi w tym społeczeństwie, którzy zachowali swoje człowieczeństwo.
|
|
 |
cz.I: Pamiętasz mnie? Przyszłam do Ciebie dawno temu w śnie. Powiedziałam, że Cię kocham i zniknęłam gdzieś w przestworzach. Potem przyszłam jeszcze raz, może dwa albo więcej. Powtórzyłam to co wcześniej. Pofrunęłam gdzieś do chmur. Później śniłam Ci się znów. Przychodziłam już codziennie.Pięknie z gracją i powabem, pakowałam się z ubłoconymi buciorami w Twe sny. Polemizowałam z aniołami w Twojej głowie. Przekreśliłam ich wszystkie plany. Pobiegłam z Tobą na szczyt wieży Eiffla. Pomogłam uratować świat przed zagładą. Poukładałam za Ciebie wszystkie puzzle świata. Przegoniłam wszystkie Twoje senne koszmary. Przyniosłam Ci nadzieję i wiarę w lepsze jutro. Przejrzałam plany na najbliższe lata.
|
|
 |
cz. II: Pozagrobowe życie zapewniłam i się szybko ulotniłam.Przedarłam się przez dżunglę własnych uczuć. Polubiłam Cię, choć lubić nigdy nie potrafiłam.Postrzegam już świat w kolorze nie czerni i bieli. Płacze po nocach, próbuję o Tobie zapomnieć.Poczułam coś, pierwszy raz od wieków, nareszcie. Przetrwam, jestem duchem, dam radę.Pójdę do przodu zagłębić się w inną historię.Pomóc komuś kochać i porażki akceptować.Patronem innej duszy dzisiejszej nocy zostanę. Pierwiastek zwany szczęściem pomogę jej dziś odnaleźć.
|
|
 |
To był sen - na śnie się zaczęło na śnie dzisiejszego ranka skończyło.
|
|
 |
Bądź moją zmianą w monotonii dnia codziennego. I słońcem w pochmurny dzień.Bądź deszczem gdy susza dopada. I uśmiechem gdy ze smutkiem się zmagam. Stań się tarczą obronną podczas bitwy. Ciepłą herbatą w zimowy dzień. Kocem gdy śnieg za oknem. Książką gdy z nudów po raz kolejny umieram. Bądź słodkim deserem gdy gorycz życia spotkam. I zimnym lodem gdy los wymierzy mi policzek.Bądź chłodnym napojem w gorący dzień. I chusteczką na otarcie wszystkich moich łez. Stań się dla mnie początkiem i końcem. Piaskiem na plaży i woda w morzu.Trawa na łące i świeżym powietrzem w zakurzonym mieście. Śniegiem w górach i skałami na szlaku. Bądź dla mnie kimś innym niż wszyscy ludzie i okaż mi swoją wyjątkowość. Bądź gdy płacze, ręce załamuje i radością tryskam na wszystkie strony świata. Stań się moim osobistym szczęściem.Marzeniem spełniającym się co noc.
Bajką trwającą całe życie, miłością jedną na milion. Bądź dla mnie tą jedyną w swoim rodzaju gwiazdką z nieba.
|
|
 |
Cz.I: Czekam. Każdego dnia nieustannie stukając srebrnym obcasem o złota podłogę. Siedzę w poczekalni i błagam abyś pojawił się w drzwiach. Obserwuję przechodzących ludzi i bakterie błąkające się samotnie po kafelkach. Raz na jakiś czas minie mnie mała mrówka czy też karaluch. Ludzie już nie zadają pytań, przechodzą obojętnie bez żądnego zainteresowania. Wczoraj jakieś dziecko przewróciło się i jeszcze widać ślad krwi na fugach w rogu przy zielonych drzwiach. Siedzę i obserwuję świat. Kaszmirowa suknia poszarzała, to przez to powietrze, czuć w nim chlor inne specyfiki chemiczne. Przez małe okienko wpada trochę promieni słonecznych, ale i tak panuje półmrok. Rano obok mnie usiadła starsza pani. Jej opuchnięte od płaczu oczy były wyrazem bólu i doświadczonej straty, nic nie mówiła tylko patrzyła w otchłań zielonych drzwi.
|
|
 |
cz.II: Nadeszła kolejna fala, wybuchnęła płaczem i uciekła do łazienki. Nie zauważyłam, żeby stamtąd wyszła. Robi się coraz chłodniej. Moja sukienka nie daje wiele ciepła. Ten facet ze sklepiku na dole przyniósł mi kawę, powiedział tylko, że taka piękna kobieta nie może tutaj zamarznąć na śmierć i jakby cos się działo to jest do dyspozycji. Nie wziął pod uwagę tego, że ja nie potrzebuje jego pomocy. Srebrne szpilki zaczynają obcierać mi stopy, to nic – przetrwam. W powietrzu coraz bardziej daje się czuć zapach krwi, słodko kwaśny odór podrażnia mój zmysł powonienia, mam ochotę zwymiotować, nie jestem przyzwyczajona do takich „cudownych” organicznych perfum. Zbliża się świt, ile razy ochroniarz próbował mnie wyprosić. Przestałam liczyć przy czterdziestym. Nie ma tak łatwo, zostanę tu i poczekam.
|
|
|
|