|
to niebywałe jak ludzie potrafią się przywiązać, jak uzależniają swoje życie od tego, co kochają, jak dają się obezwładniać tęsknocie i stracie. wspomnienia sytuacji, smaków, zapachów dotyku biorą wszelką górę nad rozsądkiem. przykuwają uwagę do głupot, a uśmiech roziskrza ich twarz na najbanalniejszy kawałek ciasta wręcz identycznie przyrządzonego jak to które wypiekała na co dzień mama. szarlotka odeszła wraz z nią. ludzie cierpią, choć życie podkłada im okazje do cudownych doświadczeń. lubią cierpieć, z obawy, że zapominając o bólu zapomną o tym jak dobre było to, co utracili.
|
|
|
- przystopujmy, bo jeszcze się od Ciebie uzależnię. - rzuciłam zaczepnie. - to źle? - nie. nie, dopóki ma się dostęp do tego od czego się uzależni. - udzieliłam odpowiedzi, analizując jednocześnie tamten okres z przeszłości, kiedy dosadnie zrozumiałam jak to jest go tracić i zdychać na odwyku. wizja rozstania znów zamajaczyła się w mojej wyobraźni. tuż koło mostka coś podejrzanie zakuło. - ja wiem, ale damy radę przez te kilka miesięcy, nie? - odrzekł, dając mi do zrozumienia, że wcale nie chce odchodzić, a odcięcie mojego uzależnienia to nie zniknięcie, które wybiera, bo chce, lecz musi.
|
|
|
dobrze mi tu, w tych ramionach, z tym uchem przyłożonym do mojej klatki piersiowej, z wsłuchiwaniem się w to jak rozprawia na temat bicia mojego serca czy tego jak uwielbia moje oczy. to banalne, ale lubię się tym napawać chociażby ze względu na Ciebie. nie wpieprza mnie to jaką rozgłaszasz wokół opinię co do mnie. ubolewam tylko nad ironią, kiedy zapewniasz, że jebią Cię równo moje postanowienia, a chwilę potem ładujesz we mnie milion pretensji i na próżno starasz się docisnąć również wyrzuty sumienia.
|
|
|
czas nie zawrócił. tak, to ten sam człowiek o którym były moje pierwsze wpisy tutaj. ten o którym nieraz wspomniałam w aspekcie wyrządzonego mi bólu i katuszy jakie sprawiał jego brak. te same rysy twarzy, uśmiech. nie ten sam charakter. nie zawróciliśmy do tamtego momentu, nie cofnęliśmy czasu, a przeżyliśmy więcej. znów cieszę się jego spojrzeniem, tym, które tak mocno pokochałam, nie widząc żądzy ranienia w źrenicach. nienawiścią za to, że tak bardzo zależy zaręczałam wtedy, iż nigdy się do niego nie zbliżę, teraz znów uzależniam to od niego, wierząc, iż budujemy coś nowego, lepszego.
|
|
|
zamknięte powieki, by odciąć dostęp jednego ze zmysłów, wzmacniając resztę. smak, węch, słuch - to wszystko swoją drogą, choć wdychanie jego zapachu czy wsłuchiwanie się w to, co mówi jest nie do opisania. dotyk bierze górę nad pozostałymi. jego dłonie, które przemierzają po skrawkach mojej skóry z namacalnym drżeniem, jakby starając się zapamiętać każdy jej fragment. długie palce wplatające się pomiędzy moje. podsunięta dolna warga, którą mogę do woli przygryzać. gorący oddech który jak letnie powietrze zniknie ostatniego dnia wakacji na te kilka zabójczych miesięcy odwyku.
|
|
|
zabronił mi się zakochać. dolna warga momentalnie zaczęła drgać, więc przygryzłam ją nieznacznie. 'bądź dzielna' - nakazałam sobie w myślach, choć już zdążyło pojawić się w mojej głowie tysiące wątpliwości: że nie traktuje tego ani trochę poważnie, że skończy się identycznie jak kilka lat temu, że znów to tylko bezsensowna zabawa, nic ponad. - po wakacjach nie będziemy widzieć się kilka miesięcy, chyba, że dadzą mi przepustkę, tego nie wiem. jak się zakochasz to będzie lipa, nie sądzisz? a ja nie chcę żebyś była smutna.
|
|
|
minione lata z pewnym przekonaniem o nim - pełen lajt, znalezienie panienki na tydzień, najebanie się, trochę akcji z psami dla adrenaliny. zmienił się i to nawet mi ciężko jest uwierzyć, że to ten sam człowiek o którym kotłowały się wokół takie opinie. właśnie osoba, którą sporo skreśliło na starcie, teraz rzuca wszystko dla godzin spędzonych ze mną na najbanalniejszych rozmowach, a po setkach wspólnych minut, mimo wiadomości od kumpli z zaproszeniami na piwo, uparcie nie chce wypuścić mnie z ramion.
|
|
|
- tyle niewłaściwych decyzji, tyle błędów, wyrządzonego bólu. byłem bezmyślnym gówniarzem i zraniłem osoby, których nie powinienem. - mruknął zaciskając dłonie. - ważne jest to kim jesteś teraz, nie? - zagaiłam, lecz pokręcił głową. - przestań. te kilka lat temu, to nie powinno się wydarzyć. nie powinienem Ci tego zrobić, a Ty powinnaś mieć ze mną masę innych wspomnień. lepszych. - nie miałam pojęcia, że wypowiadając to ostatnie słowo składa mi obietnicę, iż na pewno nadrobi pakiet tych cudnych chwil.
|
|
|
pocałunki, silne przygarnianie do piersi, czułe całusy w czoło, milion tak ważnych słów, gestów - wszystko to mogłabym upchać do worka momentów nieludzko cudownych i zatrzymujących niekiedy dech w piersiach. ten jeden aspekt traktuję jednak ponad - budzenie się z jego oddechem na czubku nosa, z nadgarstkiem na jego torsie przez który odczytuję bicie jego serca. dłonie, które drżąc, przemierzają po moim ciele, jakby zapamiętując każdy jego skrawek. wargi przy uchu i te słowa: 'lubię cię, wiesz? bardzo'.
|
|
|
- wybaczysz mi jeszcze jednego seta z nim? zaraz jestem już twój. - nie ma problemu, odsypiam! - nudy nudami, ale może nam zmarznąć, nie? - ojej, zimno ci? weź sobie moją bluzę. - lajt, mam swoją. - moja jest misiowata, załóż na swoją. / czyli plażówka z samymi chłopakami. aż takiego nadmiaru troski nie było mi dane odczuć już dawno:D
|
|
|
nie pozostawił wolnej przestrzeni między naszymi ciałami, równocześnie blokując także moje plecy powierzchnią materaca. wbijając się ostatni raz mocno w moje usta swoimi, zakończył pocałunek. musnął jeszcze wargami mój policzek, brodę i szyję, po czym poważnie spojrzał mi w oczy. - ja Cię dzisiaj nie puszę. słyszysz? nie ma możliwości. o której to tam miałaś wrócić ode mnie? dziesiątej? po dziewiątej rano wrócisz, oznajmiając, że jesteś przed czasem. - nachylił się i musnął moje wargi, by chwilę później znów rozsunąć je językiem. pokręcił głową. - nie... naprawdę Cię nie puszczę.
|
|
|
znam to uczucie. niczego w gruncie rzeczy to nie zmienia, bo euforia i podskakujący poziom endorfin na jego obecność jest równie nieziemski i niespodziewany. różnica polega na tym, że teraz wiem również jak to jest go z wielkim trzaskiem serca tracić.
|
|
|
|