 |
|
A kiedy wrócę, zanim poczujesz ulgę wielką...
Najpierw rzucisz we mnie wszystkim co będzie pod ręką…
I krzycząc na mnie spojrzysz mi w źrenice...
I zobaczysz w nich szanse na lepsze życie…
Nie zapewnię ci spokoju, nie zapewnię rutyny...
Częściej wahania nastroju, krzyki, i dziwne kminy…
|
|
 |
|
Nie wiem kim być kiedy jesteś obok...
Przerażają mnie te słowa, gdy mówisz żebym był sobą...
|
|
 |
|
Nie jestem ideałem i dobrze wiem to...
Że rzadko się starałem zmienić to nasze piekło...
|
|
 |
|
Daj mi usnąć, nawet na wieczność, bo sny wyblakły
Moja pustko, zapomniany malarzu bez farby
Wybacz mi obojętność, gdy znów rozlewam smutek
Kreśląc palcami przeszłość, która nie daje uciec
Połam sztalugę, malarzu
Upij się naiwnością, rozmazuj nią szarość i ostrość obrazu
Aż kontur pejzaży spowije mgła
Pij do dna, malarzu, do dna...
|
|
 |
|
Spójrz w me oczy, które jeszcze walczą, chwyć mą dłoń,
która jeszcze chwilę temu odbierała oddech gardłom
Chodźmy w jasność, w blask, który wypali obrazy
I naucz się znów marzyć rozlewając karmazyn
|
|
 |
|
Nadziejo prowadź nasze miecze do zwycięstw!
I niech spłyną krwią, jeśli to jedyna droga.
|
|
 |
|
Wystarczy już krzyku, łez, nienawiści parszywej, zostawmy gniew z tyłu gdzieś
|
|
 |
|
" może kiedyś znowu Cię odnajdę i znowu wszystko stanie się łatwe "
|
|
 |
|
'lecz moje myśli jedynie wciąż do niego rwą, w nim zbiega się mój szczyt i moje dno'
|
|
 |
|
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości, czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia pierwszą
|
|
 |
|
kochamy wciąż za mało i stale za późno
|
|
 |
|
Daj mi czas bym zapomniał o nas.
Daj mi chwilę ciszy, daj mi spokój, pokaż Boga.
Daj mi dzień bez pamięci bym uwierzył w miłość,
byś nie musiał tych zwierzęcych instynktów zabrać siłą.
|
|
|
|