 |
nie zmieniłam się, kumasz ? .
|
|
 |
długo nie zanosiłam się tak płaczem jak dzisiaj,
bardzo długo .
|
|
 |
To, co dla ciebie jest sufitem, dla mnie jest podłogą.
|
|
 |
Chciałabym znaleźć futerał a w nim skrzypce. Na nich zagrać melodię, którą usłyszeć dziś chcę, aby umilkły wszystkie te zakłamane brzmienia... Odeszły w głąb, w stronę zapomnienia by iść do przeznaczenia po pięciolinii zdarzeń. Kluczem wiolinowym otwierając drzwi do marzeń, bieg do wyobrażeń był wtedy moją siłą znalazłam go, skrzypiec nie było...
|
|
 |
Są takie kwiaty , których nie wolno zrywać. Są tacy ludzie dla których warto oddychać. Są takie miejsca do których warto wracać. Są granice których się nie przekracza...
|
|
 |
kiedyś umówiliśmy się na spotkanie w deszczowe, pochmurne popołudnie. tradycyjnie zapomniałam wziąć parasolki. kiedy mnie zobaczyłeś, całą zmokniętą i rozmazaną, uśmiechnąłeś się tak, jak lubiłam najbardziej. powiedziałeś, że ładnie wyglądam. odebrałam to jako kiepski żart, ironię. odwróciłam się wtedy na pięcie i szybkim krokiem szłam przed siebie. Ty pobiegłeś za mną. gdy byłeś już na tyle blisko, że mogłam Cię usłyszeć, powiedziałeś, że kochałbyś mnie nawet, gdybym była cała w błocie. i gdybym miała jedno oko. nie musiałam się odwracać, żeby zobaczyć, czy się uśmiechasz. czułam to w powietrzu. na tym polegała Twoja zajebistość. / irresolute
|
|
 |
Leżę w łóżku obserwując przejeżdżające samochody i zdając sobie sprawę, jak szybko mija życie. Z każdą sekundą stajemy się coraz bardziej dojrzali, odpowiedzialni i coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, jak bardzo się zmieniliśmy. Jeszcze rok temu byłam szczęśliwą dziewczynką bez problemów z mnóstwem pomysłów na życie.. a teraz? Idę krętą drogą życia nie wiedząc, co przyniesie jutro. Prawdę mówiąc wolałam ta kilkunastoletnią smarkulę wierzącą w prawdziwą i wieczną miłość i przyjaźń na całe życie. I właśnie w tych sprawach moje podejście zmieniło się najbardziej. Stałam się zgorzkniałą realistką twardo stąpającą po ziemi. Zbyt poważna jak na swój 16-letni wiek.
|
|
 |
siedziała skulona na podłodze. patrzyła pustym wzrokiem w porozrzucane po pokoju fotografie. na ich miłość uwiecznioną na kawałku papieru. świadomość, że już nigdy na niego nie spojrzy, że nigdy więcej nie zobaczy tych ciemno-grafitowych tęczówek, raniła ją tak mocno, że czuła od środka rozdzierający ból. dlaczego tak jest, że każdy z czasem odchodzi? nawet, kiedy zapewnia, że kocha? że będzie już zawsze obok? właśnie kończyła pić trzecią butelkę białego wina, które dotychczas piła z nim, siedząc wieczorami w milczeniu. tak bardzo uwielbiała jego cień, rzucony na jej jaśminowe ściany, tak bardzo kochała patrzeć w jego ogromne oczy, odbijające płomienie świec. kochała go całego. a teraz? po prostu odszedł. ilość alkoholu, który wypiła, przypomniała o swoim istnieniu. zapłakana, usnęła. wtedy w drzwiach stanął on. miał przekrwione oczy i trzydniowy zarost. usiadł koło niej, wtulił się w jej włosy. - nie potrafię bez Ciebie żyć, aniołku... - wyszeptał. / irresolute
|
|
 |
- miłość nie istnieje! - to jak wytłumaczysz to, jak się czuję gdy go widzę.? jak wytłumaczysz motylki w brzuchu, uśmiech na twarzy i rozszerzone źrenice.? - głupotą.
|
|
|
|