 |
uważaj z jointem i fają, bo babilońskie kurwy bardzo nieczysto grają!
|
|
 |
moja miłość do Ciebie zmieniła wszystko. zmieniła mnie. już nie potrafię normalnie przejść obok Ciebie, nie potrafię nie uśmiechnąć się na dźwięk Twojego imienia. najgorsze jest to, że tak bardzo boję się ludzi. tego, że tak jak Ty mnie zranią. nie wspominam już nawet o chłopcach, których interesuję. bo po co? przecież i tak nawet nie dam im szansy, od razu odbieram im start. a wiesz czemu? bo choćby było ich stu, choćby były ich miliony, to i tak nie zapełnią tej pustki, która po Tobie została.
|
|
 |
i pewnie zazdrość cię zżera, że nie masz czyjego rytmu serca słuchać, co nie mała?
|
|
 |
ogarnij dupę, zaciśnij pięści i daj radę. nie ważne, że nie ma dla kogo - ważne, żeby opadły im kopary.
|
|
 |
kocham sposób, w jaki gryziesz moje wargi
|
|
 |
- zauważyłaś kiedyś, że łzy spływają wolniej niż woda? - tak, pewnie dlatego, że łzy są cięższe, przepełnione uczuciami, miłością, złością, szczęściem, zawiścią, żalem, bezsilnością. moje łzy, przepełnione są nim
|
|
 |
i uśmiecha się najpiękniejszym uśmiechem świata. < 3
|
|
 |
na pasztecie pisało, że termin kończy się w dwutysięcznym trzynastym. my zginiemy, pasztety zostaną. masz szanse, mała.
|
|
 |
jeżeli schowasz do lodówki kawałek żółtego sera wytrzyma dużo więcej, niż gdyby leżał na blacie szafki. lecz po tygodniu, może dwóch będzie nadawał się tylko do wyrzucenia. tak samo jest z miłością. uporczywie zamykamy ją w sercu, trzymając się usilnie tego, że będzie tam bezpieczna. niby jest, ale dusi się, a w końcu umiera. rozumiesz? trzeba zrobić taki mały otwór - dzięki któremu będzie mogła oddychać, a nie ucieknie przy najbliższej okazji.
|
|
 |
to całe tresowanie mnie, korepetycje ze znieczulicy. uczenie, jak nie czuć. jak być wyrachowaną, bez krzty wzruszenia. tłumaczenie, że tak będzie mi łatwiej. jasne. wszystko po to, aby przygotować mnie do Twojego odejścia i kretyńskiego tłumaczenia, że nie potrafisz kochać. każdy potrafi, sukinsynu. tylko nie każdemu się chce.
|
|
 |
nigdy nie obudzę się o dwudziestej piątej. nigdy w kalendarzu nie pojawi się data trzydziestego lutego. nigdy nie spełnią się te durne przypowieści o końcu świata. nigdy nie będziemy razem. proste, to kwestie, które nie mają szans ujrzeć światła dziennego.
|
|
 |
Jego oczy, jego bluza, Jego mina gdy mnie widzi, Jego głos wyłapywany z tłumu, Jego zapach, Jego uśmiech, Jego urok i ja, miotająca się pomiędzy strachem przed odrzuceniem, a wizją bajecznego szczęścia.
|
|
|
|