 |
|
chcę drinka. chcę pięćdziesiąt drinków. chcę butelkę najczystrzego, najmocniejszego, najbardziej n i s z c z y c i e l s k i e g o, najbardziej trującego alkoholu na ziemi. chcę pięćdziesiąt butelek. chcę cracku, brudnego i żółtego i wypełnionego formaldehydem. chcę kopę metamfy w proszku, pięćset k w a s ó w, worek grzybów, tubkę kleju większego od ciężarówki, basen benzyny tak duży, żeby się w nim utopić. chcę czegoś, wszystkiego, czegokolwiek, jakkolwiek, ile się da. By zapomnieć.
|
|
 |
|
Czasami muszę wyjść. Zostawiam Cię, gdy śpisz i długo idę przed siebie. Bóg mi dał zbyt jasne oczy, by widzieć dobrze w ciemności. Na niebie wiszą płonące kamienie. Przyciągają mnie do siebie, więc staję na palcach i wyciągam ręce, ale żadna nie chce paść w moje ramiona. Oślepnę kiedyś z tęsknoty za nimi, za tym uosobieniem piękna i milczenia, i wielkiego spokoju, którego we mnie nie ma. Przez moją twarz przechodzą burze, dlatego krzyczę. Nie zawsze, czasami. Wyrzucam z siebie wszystko co mi powiedziałeś i co przemilczałeś, wszystko, w co wierzyłam i nigdy się nie spełniło, wszystko, co zalega głęboko na dnie i sprawia, że czernieje mi serce, zamiast płonąć soczystą czerwienią.
|
|
 |
|
I przez chwilę czuję, że mogłabym być kamieniem i litościwie oświetlać twarze niespokojnych, tęskniących, zbolałych; takich, którzy mają oczy aniołów, dlatego inni biorą ich za ślepców. Niejeden ślepiec dobrze znał krętą drogę. Moje oczy są zbyt jasne, by dobrze widzieć w ciemności (takie dał mi Bóg), więc wracam do ciebie po zapachu, przez noc, raniąc dłonie i stopy o twoje słowa, rzucone we mnie jak kwiaty. Śpisz tak spokojnie, gdy znowu tu jestem. Nim zasnę, spróbuję jeszcze raz zrozumieć, ukoić myśli pędzące na rydwanach, oszalałe dzikie pragnienia, które nie pozwalają mi w nocy spać i oddychać Twoim oddechem, jak być powinno. Rozpaczliwie spróbuję, jeszcze jeden raz, już ostatni, kolejny raz.
|
|
 |
|
Jednym cięciem na ręku przekreśliła wszystkie swoje plany.
Wiedziała, że niedługo już nic ją nie zaboli.
Wreszcie.
Wraz z ciepłą, ciemna krwią spływała jej miłość. Wspomnienia.
Marzenia.
Jej nadzieja, którą kiedyś żyła.
l W tych ostatnich chwilach była sama.
Tylko w ręku trzymała jego zdjęcie.
Przed oczami jego pełną radości twarz.
Wiedziała, że niedługo spotkają się.
W ich wspólnych snach. Krew spływała cicho, uwolniona z żył, po jej białej skórze.
Nie mówiła nic.
Wyruszała w swą ostatnią drogę.
Ku śmierci.
Zostawiła za sobą bagaż łez, bólu serca, samotnych nocy.
Spojrzeń, w których było tylko współczucie.
Wzięła ze sobą jedynie cząstkę uczucia do niego, by w razie gdyby się nie spotkali, mieć go przy sobie, choć w maleńkiej cząstce.
Na zawsze.
|
|
 |
|
popatrz się jak ona cie kocha . - widzę. - popatrz jak ja ranisz . - dlaczego ? - tym ze ona cie nie obchodzi . - co ty opowiadasz ? kocham ja - ale tego nie widać , ona tego nie czuje .. wiem to .
|
|
 |
|
nie znaczysz dla mnie już nic , rozumiesz? NIC.
|
|
 |
|
twoje oczy już mi się nie przyśnią . jesteś dla mnie nikim .
|
|
 |
|
wierze ze przyjdzie chwila kiedy staniesz przede mną i zapytasz : kochasz mnie jeszcze ? i mam nadzieje ze odpowiem nie . chce wtedy kiedy to usłyszysz jeszcze bardziej mnie kochałeś i pomyślałeś jak mnie raniłeś , a ja wtedy zapytam : - kochanie jak się czujesz , czy ranie cie za bardzo?
|
|
 |
|
kto pisał mój scenariusz życiowy - miał bardzo dużo pomysłów . dużo scen kiedy mam serce złamane . dużo ran w sercu . za dużo miłości do niego ..
|
|
 |
|
czy ty na prawdę tego nie rozumiesz ? .. tego jak bardzo Cie kocham , jak bardzo przez ciebie cierpię , jak mnie ranisz ..
|
|
 |
|
chce cofnąć czas . - przyciśnij ctrl+z .
|
|
 |
|
twój uśmiech jest dla mnie wszystkim.
|
|
|
|