|
uwielbiam kiedy śnieżnobiała koszula idealnie podkreśla Jego klatkę, mięśnie brzucha, biceps. ubóstwiam kiedy zbiega po szkolnych schodach zarzucając w biegu na siebie czarną marynarkę. kocham kiedy przeczesuje dłonią włosy postawione delikatnie na żel. mimo tego chorego zabiegania zatrzymuje się przy mnie i obejmuje, unosząc wręcz nad ziemią. jak gdyby nigdy nic pyta co u mnie, podczas gdy wszyscy z niecierpliwieniem na Niego czekają. cicho powtarzam Mu, żeby spływał, że pogadamy potem. widzę jak niechętnie spełnia moją prośbę, dzięki czemu coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, jak bardzo ważna dla Niego jestem.
|
|
|
świadomość, że za sto dni, które i tak miną niesamowicie szybko, będziemy musieli się rozstać i wcale nie spotkamy się znowu, we wrześniu, na akademii rozpoczynającej rok szkolny. nie wyjdziemy ze swoich klas usytuowanych na przeciw siebie, z planem lekcji w dłoniach, mówiąc sobie ciche 'do jutra'. za sto dni rozpoczną się wakacje, przerwa od nauczycieli, sprawdzianów, masy kartkówek, nieprzespanych nocy. koniec z Tobą. bo być może kiedy wtulę się w Twoje ramiona dwudziestego czwartego czerwca, mocząc łzami Twoją nieskazitelnie czarną marynarkę - to będzie ostatnia minuta w której będę miała okazję napawać się Twoją obecnością, a szkoda. wielka szkoda.
|
|
|
nie przepadam za Nią, ale kiedy widzę ten cwaniacki błysk w Jego źrenicach, ten chamski uśmieszek, mam ochotę złapać Jej rękę i przykuć do szkolnego kaloryfera. może to też wpływ Jego imienia, które pozostawiło na moim sercu ewidentne szramy, może typowy uraz do facetów - to nie ma znaczenia. byłabym w stanie strzec nawet najgorszego wroga przed zranionymi uczuciami.
|
|
|
zadawaj mi ból w dalszym ciągu, proszę. przynajmniej będę wiedzieć, że jesteś.
|
|
|
przepraszam, miśku. co mówiłeś? już mam zaczynać płakać?
|
|
|
teraz wiem jak zgubna była wiara w to, że potrafisz się zmienić.
|
|
|
kiedy wpisałam w przeglądarkę 'miłość', zamiast 'facebook' - stwierdziłam, że nieźle jebnęło mi się w główce, przez Twoją osobę.
|
|
|
siedziałam na szkolnych schodach chowając twarz w dłoniach. nagle podbiegło do mnie dziecko, malutkie, niebieskie oczka, blondynek. uśmiechnęłam się, na co zareagował wyciągnięciem ręki ku mnie. spostrzegłam, że widnieje na niej kapselek, więc szybko go zabrałam. 'ktoś na Ciebie patrzy', przeczytałam, a kiedy podniosłam wzrok - chłopczyka już nie było. odwróciłam się mimowolnie. ktoś patrzył. nie byle jaki ktoś.
|
|
|
już nawet przestałam znosić chodzenie do szkoły, które do niedawna odznaczało się genialną radością. i wiem, że nie można cofnąć czasu, wymazać pewnych sytuacji, dlatego chcę zapomnieć. nie potrafię żyć ze wspomnieniem tamtych chwil. momentów, które pozostawiły tylko mgłę nadziei, która tak cholernie szybko się rozproszyła.
|
|
|
miłość obudziła się ze snu zimowego, wszyscy zaczęli pieprzyć o motylkach w brzuchu, mętliku w głowie, przyspieszonych oddechach i biciach serca. słucham ich wszystkich uważnie, gratulując, życząc szczęścia, ciesząc się razem z nimi, co nie zmienia faktu, że rozpierdala mnie wtedy od środka, bo podczas kiedy wszyscy wokół są szczęśliwie zakochani, ja zdycham ze złamanym sercem.
|
|
|
z miejsca przyrzekam, że jeśli jeszcze raz Twoja dłoń dotknie Jego osoby, ja, mimo cholernie obolałych na chwilę obecną mięśni - powyrywam Ci te łapki.
|
|
|
podnoszę wzrok, usilnie starając się odnaleźć Jego. mierzę dokładnie to cudowne spojrzenie, które jeszcze kilka dni temu, tak natarczywie się we mnie wpatrywało. teraz błądzi, z jednej dziewczyny na drugą. omija mnie. tak perfidnie, podle, w najbardziej bolesny sposób.
|
|
|
|