 |
Dziś niewielu ludziom ufam, rośnie zakłamania stopień, kopią kiedy człowiek upadł i kiedy chce się podnieść.
|
|
 |
Obiecywałeś, że będzie lekko. Obiecywałeś, że jeśli zapiecze - podmuchasz. Dlaczego więc nie ma Cię, Twojego urywanego oddechu przy mojej klatce piersiowej? Trochę miłości... miało nie boleć ~ chimica
|
|
 |
To Ty mnie zostawiłeś. To Ty jesteś teraz w nowym związku, żyjesz jak dotychczas - trenujesz, uśmiechasz się do każdej atrakcyjnej panny, lubisz dobrze wyglądać. I Ty od początku naszego znów osobnego życia nie możesz znieść tego, iż ja także dałam sobie radę. Że uśmiecham się, spotykam z kimś innym, generalnie świetnie się bawię, nie płaczę, przesypiam noce, mijam Cię z podniesioną głową i nie tęsknię. Nie ułożyłeś sobie tego i śledzisz każdy mój ruch z nadzieją znalezienia choćby zalążka bólu, na którym mógłbyś oprzeć swój terror wymierzony w moją osobę ~ chimica
|
|
 |
Wytykaj mi dalej każdy ruch. Posądzaj mnie o celowe zadawanie Ci bólu, o mój brak prawdziwych uczuć względem Ciebie. Mów tak dalej - wmawiaj sobie, że nigdy nie czułam do Ciebie niczego poważnego i nigdy mi tak naprawdę nie zależało. Nie kochałam, kręciłam bajerę z innymi, wszystko było mi obojętne. Pozwalam Ci, mając jednocześnie nadzieję, iż kiedyś zrozumiesz, że robię to tylko po to, by było Ci łatwiej zapomnieć o mojej osobie ~ chimica
|
|
 |
Wszystko byłoby w jak najlepszym, pieprzonym porządku, gdyby nie tło dla tych wydarzeń sprzed kilku miesięcy - my zakochani w sobie do maksimum, nie potrafiący rozstać się choćby na chwilę. Całkiem normalne byłoby to, że Ty uśmiechasz się teraz tym najponętniejszym ze swoich uśmiechów do rzekomej przyjaciółki, a ja sypiam z Twoim najlepszym kumplem. Tak, kot, tyle zostało z naszego "na zawsze" ~ chimica
|
|
 |
Stań tu obok i zasłoń mi sobą cały świat, pozwalam ~ chimica
|
|
 |
Ty rób swoje, ja robię swoje w swojej głowie. Jestem panem swego losu, amen. I nie słucham osób, które sieją w głowie zamęt, Słucham swego wewnętrznego głosu, to fundament
|
|
 |
Tak bardzo Ci niedobrze na tej zimnej podłodze, tak okropnie wyglądasz ze łzami pomieszanymi z tuszem na policzkach, tak Ci słabo teraz, tak potrzebujesz zwymiotować i wyzbyć się tego wszystkiego, lecz to nie Ciebie mdli, tylko Twoje serce ~ chimica
|
|
 |
Spójrz wstecz i powiedz mi po prostu, czy to kurwa nie jest zabawne? Początek naszej relacji, gdy po dwóch dniach intensywnych rozmów poszliśmy do łóżka, gdzie niedoświadczony obrałeś mnie za swojego przewodnika. Nasze rozstania, kiedy zmyślałeś moje rzekome zdrady, a niekiedy pokuszałeś się o twierdzenie, iż nie ma to sensu, bo opiera się wyłącznie na seksie. Powroty, które paradoksalnie występowały głównie z powodu chcicy - tak, na pierwszym miejscu Twojej. Zazdrość o Twoją przyjaciółkę, którą uznawałeś za idiotyzm, by po miesiącu powiedzieć mi, że to jedyna osoba na której Ci naprawdę zależy. Twoja próba wypisania mnie ze swojego życia, opierająca się na mijaniu mnie z wygiętą w drugą stronę głową i usunięciu ze znajomych. Obojętność, która gryzie się z każdą pretensją. Błagam Cię, ziomek, to przedstawienie mogło być śmieszne w podstawówce, kiedy nieświadomi czegokolwiek chodziliśmy na wdż i słuchaliśmy o tym jak oddziałują na siebie pszczółki ~ chimica
|
|
 |
Przytul mnie. Powiedz, że damy radę. Że będziesz silny, nie zostawisz mnie tu. Powiedz, że wcale się nie staczam, że nie ciągniemy się razem ku dołowi. Błagam... nie trzęś się tak. Bardzo drżą Ci dłonie. Obiecaj mi, że wszystko wróci do normy, a my pójdziemy naprzód ~ chimica
|
|
 |
#2 Po wódce, kiedy bez słów zaczęliśmy ściągać z siebie ubrania? Czy jeszcze później, gdy mijaliśmy się w szkole, witając buziakiem, a w głowie przewijały się dowody naszej cholernej słabości do siebie? Kiedy to się zaczęło, w której chwili zaczęliśmy się tak uwielbiać? ~ chimica
|
|
|
|