 |
|
Mam zły charakter, jestem głupia i brakuje mi moralnego kręgosłupa, robię z igły widły i często uciekam myślami hen daleko od miejsca, w którym się znajduję, użalam się nad sobą, zmarnowałam życie, a teraz dopełniłam miary zaczynając marzyć w wieku, w którym powinnam skupić się na nauce
|
|
 |
|
Czas przemija nawet wtedy, kiedy wydaje się to niemożliwe. Nawet wtedy, kiedy rytmiczne drganie wskazówki sekundowej zegara wywołuje ból.
|
|
 |
|
Tak właśnie wyglądało chyba całe moje życie: wszyscy, wszyscy, wszyscy. Tylko nie ja. Nigdy nie miałam dość sił na to, żeby zająć się rozwiązywaniem swoich problemów. Nie mogłam nawet zrozumieć swoich lęków, a co dopiero z nimi zwyciężyć. Nie miałam szans uciec przed złem czy uniknąć bólu. Zawsze byłam tylko słabym człowiekiem i jedyną rzeczą, jaką naprawdę umiałam, było przeczekiwanie. Podczas gdy wybawiałam innych z opresji, zaciskałam zęby i jakoś tam wytrzymywałam do końca starając się nie zwariować. Wciąż żyję. Więc chyba nie jest tak źle?
|
|
 |
|
NIKT nie wyrwie mnie pocałunkiem ze złego snu. Moja straszna egzystencja. Jestem beznadziejną ofiarą, jedynie słabym, żałosnym człowiekiem, który się zgubił. I nie może się odnaleźć. Który dostał tysiące map i wie, która droga prowadzi do domu ale nie potrafi na nią wkroczyć. Wciąż zarastają mu ją krzewy przeciwności, więc siedzi na tej strasznej, mrocznej polanie i płacze. Płacze nad swoim losem. Wymykałam się temu, ale to uparcie zawsze po mnie wracało. Myślałam, że w końcu dam radę zniszczyć wstrętne krzaki… ale to znów wróciło. Tyle, że tym razem, wybrało sobie zaskakująco odmiennego wysłannika. Do tej pory wszystko było …proste. Bałam się, to próbowałam uciec. Nienawidziłam, to próbowałam walczyć. Moje reakcje nie były skomplikowane, bo i zabójcy, z którymi miałam do czynienia, podpadali tylko pod jedną kategorię – wszyscy, bez wyjątku byli potworami, wszyscy byli moimi wrogami. A teraz… teraz już nie wiem, czy gram z nimi, czy przeciw nim.
|
|
 |
|
Nie straciłam żadnej miłości, żadnej też nie znalazłam
|
|
 |
|
ułamek sekundy. usta przy ustach. moja dłoń penetrująca Twój brzuch, delikatnie muskająca zarysy mięśni. Twoja ręka błądząca po moim biodrze. skupienie się jedynie na własnych, nerwowych oddechach. oddanie się chwili, pragnąc żeby trwała wiecznie. nagłe odsunięcie się od siebie i pytanie błądzące po głowie; 'co my robimy?'. nabranie oddechu i ponowne zderzenie ustami. przecież przesiąknięcie do cna pożądaniem bez obaw o nadchodzącym uczuciu, które później przerodzi się jedynie w cierpienie, jest czymś niemal idealnym. to jak opychanie się słodyczami bez konsekwencji. smaczna konsumpcja, bez obaw o szerokich biodrach.
|
|
 |
|
chyba nie chcesz pozwolić, żeby jakiś tam mięsień w Twojej klatce piersiowej zaważył na Twoim życiu, nie? na tym co jest, a czego nie. nad tym kto był, kto odszedł. nie jest warte tego, żeby dyktować Ci warunki. uczuć nie ma. jest tylko pożądanie. z czasem chęć posiadania kogoś, kto zawsze jest. a na końcu przywiązanie. puste, rutynowe sytuacje nie mające nic wspólnego z sercem.
|
|
 |
|
życie z dnia nadzień potrafi się kolokfialnie zmienić. nawyki odchodzą w zapomnienie. zawsze po przebudzeniu pierwsze co robiłam, to przeczytanie tych prymitywnych, a jak niezwykłe wiele dających, smsów od Ciebie. teraz telefon służy mi do podświetlenia, kiedy w nocy, w ciemności szukam zapalniczki tylko po to, żeby móc usiąść na rogu łóżka i odpalić papierosa w nadzieji, że uspokoi on moje serce, które wszelkimi siłami stara się wyjść na zewnątrz niczym dziecko tuż przed porodem. nie rozumiem celu tego, że byłeś. przecież wspomnienia bolą, jak żadna inna krzywda, szczególnie fizyczna. skurwysyńsko bolą. w szczególności te najpiękniejsze. wszyscy marzą o wehikule czasu. każdy oddał by wszystko, żeby go mieć. a ja oddałabym wszystko, żeby się go pozbyć. każdej z nocy.
|
|
 |
|
miłość jak dzwon po prostu się urywa, wytrzyma przyjaźń bo zwyczajnie jest prawdziwa
|
|
 |
|
Zwierzanie się drugiemu człowiekowi jest w gruncie rzeczy jak gra, w której albo wszystko się przegrywa, albo wygrywa. Ten drugi jest zawsze przeciwnikiem i dokładnie tak należy go traktować. Żaden gracz nie kładzie odkrytych kart na stole. Trzyma je w dłoni i wybiera, które wyrzucić pierwsze, a które zatrzymać do końca.
|
|
|
|